Pamiętacie jaki w 2014 i 2015 r. słychać było ryk szyderstwa z zyskującego popularność określenia "Suweren"? Ja pamiętam. To było jedno z bardziej odrażających doświadczeń w historii mojej "politycznej" jakiej takiej świadomości.
A to wtedy, mam wrażenie, rodziło się w szerszej świadomości społecznej przekonanie, że jesteśmy, a właściwie, że powinniśmy być gospodarzami we własnym kraju. Że to nie my jesteśmy dla polityków i przeróżnych inżynierów społecznych, tylko oni są dla nas. Że nie jesteśmy bydłem na ściśle wygrodzonych pastwiskach, które karmi się w zakresie koniecznym do eksploatacji, regularnie strzyże i utrzymuje w przekonaniu, że łańcuch na szyi wisi nam dla naszego dobra, pastuchy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi, a drut kolczasty wokół pastwiska jest najlepszym co mogło nas spotkać. A przynajmniej, że być nim nie mamy obowiązku.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.