Dotrzymam zobowiązań wyborczych, które składałem, choć wielu dzisiaj w to wątpi. Ale ja jestem człowiekiem niezłomnym” – oznajmił skromnie, lekko spięty, Andrzej Duda podczas swojego inauguracyjnego orędzia 6 sierpnia 2015 r. Nieco złośliwie można by powiedzieć, że jego ówczesna skłonność do chwalenia się swoimi przymiotami przetrwała 10 lat, bo kończąc sprawowanie urzędu, prezydent był równie z siebie zadowolony co na początku.
Podczas przemówienia 10 lat temu prezydent ani razu nie zwrócił się bezpośrednio do pani premier lub ministrów. Mówił bez kartki, podkreślał potrzebę jedności i zaproponował kilka inicjatyw, które – jak powiedział – mogłyby być realizowane razem z rządem. A rząd – wówczas pod przewodnictwem Ewy Kopacz – momentami nawet klaskał. Ba, na koniec jego członkowie wstali i bili brawo nowo wybranemu prezydentowi na stojąco. Rzecz działa się zaledwie trzy miesiące przed wyborami parlamentarnymi, które pozbawiły władzy Platformę Obywatelską i PSL, a oddały ją w całości PiS.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
