Wiele niemieckich redakcji wyraziło uznanie dla reakcji Polski i państw Zachodu na rosyjski atak dronów z ubiegłej środy. Inaczej sytuację ocenia jednak "Sueddeutsche Zeitung", gdzie ukazał się tekst Huberta Wetzela.
"Jeżeli celem Władimira Putina było sprowokowanie NATO, to prowokacja się udała. A jeśli był to test, to Sojusz zawiódł – zarówno militarnie, jak i politycznie" – uważa dziennikarz.
Niemiecki dziennikarz: Rakietą za 2 mln dolarów strzelali do dronów
Wetzel przypomina, że Rosja skierowała nad granicę polsko-ukraińską 19 dronów, które przez wiele godzin naruszały przestrzeń powietrzną NATO. Kilka z nich zestrzelono, a później przywódcy państw Sojuszu wyrazili oburzenie. Zdaniem publicysty, taka reakcja była zdecydowanie niewystarczająca.
Według niego porażką militarną było to, że strącono jedynie trzy lub cztery maszyny – co określił mianem „katastrofalnie złego bilansu”. Jako możliwą przyczynę wskazał ogromne koszty takich operacji. "Kto strzela chętnie nowoczesną rakietą o wartości 1 mln czy 2 mln dolarów w drona z dykty, których produkcja kosztuje Rosjan 10 000 dolarów za sztukę?" – pyta w swoim komentarzu.
Dziennikarz podkreśla też, że NATO nie powinno być postrzegane jak "sklepik", gdzie kalkuluje się wydatki, lecz jako gwarant bezpieczeństwa wschodniej flanki. "Jeżeli 19 dronów zagraża krajowi NATO i jego obywatelom, to trzeba zestrzelić wszystkie 19 obiektów" – argumentuje, dodając, że działania przypominały raczej "strzelanie z armat do wróbli".
Dziennikarz zastanawia się również, jak Sojusz poradziłby sobie w przypadku większej skali ataku. "Ale czy Sojusz jest w stanie obronić się, gdy w ataku weźmie udział nie 19 ale 190 dronów dziennie? Albo 1900 w jednym tygodniu? W takiej sytuacji znajduje się Ukraina, która chroni swoje terytorium znacznie efektywniej" – zauważa.
Zachód nie zdał egzaminu?
Krytyka dotyczy również aspektu politycznego. Choć europejscy liderzy NATO zabrali głos, Donald Trump – "jedyny człowiek w Sojuszu, którego słowo rzeczywiście ma wagę, ponieważ jest prezydentem przewodniej siły w NATO" – przez długi czas nie komentował sytuacji.
"W każdym razie bardzo długo. We wtorek wieczorem czasu amerykańskiego, gdy nad Polską latały drony, Trump siedział w restauracji w Waszyngtonie. Dopiero w środę wieczorem dał głos za pomocą niejasnej wiadomości. Co z tymi dronami, napisał i dodał »Here we go«" – relacjonuje gazeta, podkreślając, że Trump nie doprecyzował, co miał na myśli.
"Jeżeli Putin zastanawiał się, jak ważna jest dla Trumpa obrona terytorium NATO, to może wyciągnąć wniosek, że nie tak ważna jak stek z keczupem" –dodaje.
Na końcu stwierdza, że Rosja mogła w ten sposób sprawdzić możliwości Sojuszu. "Gdyby (Putin – red.) pytał, ile dronów siły zbrojne NATO, świadome ograniczeń budżetowych, są w stanie jednorazowo przechwycić, to teraz wie, że niecałe pół tuzina. Nikt nie powinien się zdziwić, jeżeli wkrótce Putin podejmie kolejną próbę" – napisano.
Czytaj też:
Dronów było więcej? Zastanawiające słowa prezydenckiego ministraCzytaj też:
Orban o Polakach: Są uwikłani w wojnę po uszy
