Trutka w szkole

Dodano: 
Edukacja seksualna, zdjęcie ilustracyjne
Edukacja seksualna, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Jacek Turczyk
Mariusz Dzierżawski Wychowaniem dzieci w sprawach płciowości i prokreacji powinni zająć się rodzice. Nikt nie może zdjąć z rodziców tej odpowiedzialności. „Upaństwowienie” dzieci, które obserwujemy na Zachodzie, prowadzi do upadku moralnego.

Prezydium Episkopatu, odnosząc się do wprowadzanej do szkół edukacji zdrowotnej, zwróciło się do rodziców słowami: „Nie wolno wam zgodzić się na systemową deprawację waszych dzieci, która ma być prowadzona pod pretekstem tzw. edukacji zdrowotnej. W trosce o wychowanie i zbawienie apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach”.

W debacie wypowiedzieli się również „katolicy otwarci”, którzy zachęcali do wzięcia udziału w zajęciach, ponieważ 90 proc. programu zawiera dobre rzeczy, a tylko 10 proc. to tematy „kontrowersyjne”.

Przyjrzyjmy się tej argumentacji dokładniej, badając założenia wprowadzanej reformy, a także historię podobnych przedsięwzięć w Polsce i krajach, które „edukację seksualną” wprowadziły kilkadziesiąt lat temu.

Lata prób

Postulaty wprowadzenia „edukacji seksualnej” środowiska popierające głosiły już w czasie pierwszej debaty aborcyjnej, od początku III RP. Kolejne rządy wprowadziły ją pod postacią wychowania do życia w rodzinie, które stało się celem niekończących się ataków ze strony feministycznej/proaborcyjnej.

Artykuł został opublikowany w 43/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także