Z jego własnych wypowiedzi wynika jednak, że kluczowy postulat Warszawy, jakim było bezpośrednie sięgnięcie po zamrożone rosyjskie aktywa, nie został zrealizowany. Zamiast tego Unia zdecydowała się na mechanizm pożyczkowy, oparty na budżecie UE i przyszłym, niepewnym wykorzystaniu tych aktywów.
Tusk: Byłem rzecznikiem wykorzystania zamrożonych aktywów rosyjskich
Premier podkreślał, że rozmowy były długie i trudne. – Te obrady trwały do 3 nad ranem i były pełne emocji i sporów – mówił, dodając, że opuszczał budynek Rady Europejskiej "z satysfakcją, jako ten, który był rzecznikiem wykorzystania zamrożonych aktywów rosyjskich na rzecz pomocy Ukrainie". Jednocześnie przyznał, że od początku pojawiały się obawy części państw członkowskich, a "przede wszystkim Belgia formułowała pewne niepokoje" związane z konsekwencjami takiego rozwiązania.
Według Tuska, efektem decyzji ma być wzmocnienie pozycji Ukrainy przed ewentualnymi rozmowami pokojowymi z Rosją. – Te mocne argumenty to 90 miliardów euro, które Ukraina otrzyma – stwierdził. Jak wyjaśnił, pieniądze pochodzą z tzw. headroom, czyli rezerwy elastycznej naszego budżetu unijnego, która "nie należała do żadnego portfela ani niemieckiego, francuskiego, polskiego".
Premier zapewniał także, że decyzja "nie rodzi konsekwencji finansowych" dla państw członkowskich, podkreślając: – Mówiąc po naszemu Polska nie będzie dopłacała do tego przedsięwzięcia, poza tym, że jest to fragment budżetu europejskiego – wyjaśniał. Jednocześnie jasno zaznaczył, że przyjęte rozwiązanie nie polega na natychmiastowym wykorzystaniu rosyjskich aktywów. – To, co ważne, to jest to pożyczka dla Ukrainy – powiedział Tusk. Zgodnie z jego relacją, Ukraina ma spłacić pożyczkę dopiero po zakończeniu wojny, "kiedy będzie można sięgnąć po te zamrożone na stałe w tej chwili aktywa rosyjskie". Premier podsumował to słowami: – Konkludując można powiedzieć tak: to Rosja zapłaci za zniszczenia, straty, jakie poniosła Ukraina – stwierdził Tusk.
Tusk pogubił się w narracji? Wytknął mu to dziennikarz TVN24
Problem w tym, że jeszcze przed rozpoczęciem szczytu Tusk mówił o pożyczce jako o rozwiązaniu "najmniej atrakcyjnym", a za "atrakcyjne i pożądane przez Polskę" uznawał bezpośrednie sięgnięcie po rosyjskie aktywa. Na konferencji prasowej dziennikarz TVN24 zapytał więc wprost: – Co się stało między 22 a 2 w nocy za zamkniętymi drzwiami, że wchodzili państwo dyskutując o zamrożonych rosyjskich aktywach, a wyszli z pożyczką, bez decyzji o tych pieniądzach.
Odpowiedź premiera sprowadzała się do korekty wcześniejszej narracji. – Widocznie nie byłem precyzyjny – stwierdził Tusk, dodając, że "jest decyzja o wykorzystaniu rosyjskich aktywów jako zabezpieczenie pod tę pożyczkę". Wyjaśniał, że "my otrzymamy z powrotem pieniądze od Ukrainy, a Ukraina otrzyma te pieniądze na spłatę tej pożyczki z zamrożonych aktywów rosyjskich".
Kiedy jednak dziennikarz zwrócił uwagę, że "nie widać tego w konkluzjach", a jedyne, co się tam pojawia, to gwarancja zamrożenia aktywów i zapowiedź powrotu do tematu w kolejnych miesiącach, premier zareagował irytacją. Oświadczył, że on „widzi w konkluzjach to, o czym powiedział”, a następnie dodał: – Ja wiem, że materia jest bardzo skomplikowana, ale musimy mieć do siebie elementarne zaufanie. Na koniec zaapelował: – Proszę o wnikliwe czytanie konkluzji – zakończył.
Czytaj też:
"Spodziewaliśmy się więcej". Plan von der Leyen i Merza zawiódłCzytaj też:
Finansowanie wojny. Metsola: Musimy pilnie znaleźć sposoby, żeby podnieść Rosji koszty
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
