W sensie: ten skandal musi pogrążyć PO, tak jak poprzednim razem pogrążyły ją kelnerskie podsłuchy. Czy pogrąży? Doświadczeni komentatorzy polityczni – a po 35 latach w politycznej influenserce mogę się chyba za takowego uznać? – wiedzą, że to, jak działa skandal, zależy nie tyle od rzeczywistych rozmiarów ujawnionych nadużyć czy niegospodarności, ale od szeregu pomniejszych czynników.
Przede wszystkim, od momentu, w którym sprawa wyszła na jaw i panujących w tym momencie nastrojów – dopóki formacja polityczna jest na fali, wszystko uchodzi jej na sucho, budząc co najwyżej cmokania nad „teflonowością” tego lub innego przywódcy. Wiele zależy też od tego, kto skandal ujawnia. Pamiętam sytuacje, gdy politycy zagrożeni ujawnieniem ich przekrętów sami starali się, by pierwsza dowiedziała się o nich, na przykład, „Gazeta Polska”, wiedząc, że jeśli zostaną zdemaskowani tam, to tefałeny ani onety sprawy nie podchwycą, i rozejdzie się ona po kościach, jak, dajmy na to, sprawki rodzinki Gajewskich–Myrchów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

