Amerykanista: Floryda to arcyważny stan. Trump musiał zostać w kraju

Amerykanista: Floryda to arcyważny stan. Trump musiał zostać w kraju

Dodano: 
Donald Trump
Donald Trump Źródło: PAP/EPA / JIM LO SCALZO
– Na chwilę obecną na Florydzie zarejestrowanych jest o 200 tys. więcej wyborców, którzy deklarują, że będą głosować na demokratę, a nie republikanina. Niecałe 5 milionów chce głosować na Partię Demokratyczną, a 4,7 mln na Partię Republikańską. Około 3,7 mln ludzi jest niezdecydowanych, co pokazuje, jak kluczowy to stan. To „żyć albo umrzeć” dla Donalda Trumpa – mówi portalowi DoRzeczy.pl amerykanista Artur Wróblewski z Uczelni Łazarskiego.

DoRzeczy.pl: Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump poinformował wczoraj o przełożeniu na inny termin wizyty do Polski. Jak Pan ocenia tę decyzję?

Artur Wróblewski (Uczelnia Łazarskiego): Prezydent Donald Trump nie miał innego wyjścia i musiał przełożyć w czasie tę wizytę, ponieważ nie może sobie pozwolić na wyjazd z kraju na 15 miesięcy przed wyborami, gdy Stanom Zjednoczonym zagraża klęska żywiołowa. To fakt meteorologiczny, a nie spekulacje prasowe. Trump musi też pozostać dlatego, że nie tak dawno, bo dwa lata temu, uderzył huragan Maria m.in. w Puerto Rico. Wówczas prezydent USA pojechał tam, ale zajął się tą sprawą z opóźnieniem. W dodatku postępował niezbyt empatycznie i traktował to trochę jak show, za co spadła na niego lawina krytyki. Pojawiały się komentarze, że zachowanie Trumpa było spowodowane faktem, że Puerto Rico to tylko trzy miliony ludzi, którzy w dodatku nie mają prawa do głosowania.

Pamiętamy też 2005 rok i huragan Katrinę oraz postawę George'a W. Busha, który zbagatelizował żywioł.

Dokładnie tak. To było fatalne dla reputacji George'a Busha. Pamięta się o tym do dzisiaj, bo źle zareagował rząd oraz odpowiednie służby. Huragan zniszczył wały ochronne Nowego Orleanu, a ludzie byli pozbawieni jedzenia i picia. Zginęło wówczas prawie trzy tysiące ludzi. W związku z tym, Donald Trump nie miał innego wyjścia i był skazany na przełożenie tej wizyty.

W dodatku Floryda należy do tzw. swing-states, czyli stanów wahających się. Prezydent Donald Trump wygrał tam różnicą 114 tys. głosów. Jakiego jest znaczenie tego stanu na politycznej mapie Stanów Zjednoczonych?

To arcyważny stan. Można wręcz powiedzieć, że kto wygra Florydę, ten wygra przyszłoroczne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. To trzeci stan pod względem liczby głosów elektorskich. Razem ze stanem Nowy Jork mają po 29 głosów. Wybory w USA odbywają się tak naprawdę na „polach bitewnych” 12-13 stanów. Floryda jest jednym z nich.

Warto wiedzieć, że na chwilę obecną na Florydzie zarejestrowanych jest o 200 tys. więcej wyborców, którzy deklarują, że będą głosować na demokratę, a nie republikanina. Niecałe 5 milionów chce głosować na Partię Demokratyczną, a 4,7 mln na Partię Republikańską. Około 3,7 mln ludzi jest niezdecydowanych, co pokazuje, jak kluczowy to stan. To „żyć albo umrzeć” dla Donalda Trumpa.

W miejsce Donalda Trumpa do Polski przyleci wiceprezydent USA Mike Pence. Czy to oznaka tego, że Stany Zjednoczone traktują poważnie sojusz z Polską, czy też zwykła kurtuazja?

Nie mam wątpliwości, że to nie jest kurtuazja. Do Polski wysyłana jest osoba numer dwa w Stanach Zjednoczonych. Co więcej, Mike Pence wygłosi przemówienie Donalda Trumpa, a więc zapewne usłyszymy o wojskach amerykańskich, czy włączeniu Polski do ruchu bezwizowego. Ta wizyta jest realizowana według harmonogramu, a przecież już odbywają się pierwsze rozmowy. Pamiętajmy, że dzięki temu będziemy mieli nie jedną, a dwie wizyty.

W polskiej prasie pojawiły się komentarze, według których już wcześniej sondowano możliwość odwołania wizyty Donalda Trumpa. Wskazuje się przy tym np., że administracja USA nie lubi być wykorzystywana do rozgrywek politycznych w danym kraju i nie chce się mieszać w wewnętrzne sprawy. Czy tak jest w istocie?

Na pewno nie jest tak w przypadku Donalda Trumpa. Dlaczego? Trump miał właśnie przyjechać, by pokazać sympatię dla rządu pokrewnego ideologicznie, światopoglądowo. Steve Bannon już kilka miesięcy temu mówił, że chodzi również o mobilizowanie amerykańskich wyborców z korzeniami polskimi. To było wpisane w kampanię Donalda Trumpa. Teza, że nie przyjeżdża, bo nie chce się mieszać, jest fałszywa w przypadku Donalda Trumpa, który robi wszystko wbrew poprawności politycznej.

Pamiętajmy jednak, że widzieliśmy serię trzech inicjatyw, inspirowanych częściowo przez opozycję, by sabotować przyjazd prezydenta USA. Chodzi o ostatni list byłych ambasadorów, artykuł w „The Washington Post” inspirowany przez żonę Radosława Sikorskiego, a także o list 88 senatorów amerykańskich, którzy byli z kolei inspirowani przez środowiska Żydów amerykańskich, którzy chcą wykorzystać te wybory, by zmusić Trumpa do zabiegania o sprawę restytucji mienia w Polsce.

Czytaj też:
Były ambasador o wizycie Trumpa: Nic się nie stało

Rozmawiał: Karol Gac
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także