Niepokojące informacje na ten temat zaczęły się pojawiać od listopada ubiegłego roku, gdy holenderska fundacja i zarazem think tank GEFIRA postanowiła przyjrzeć się dokładniej, jak wyglądają akcje ratowania imigrantów na Morzu Śródziemnym. Okazało się, że wbrew powszechnemu mniemaniu imigranci nie trafiają na pokład europejskich jednostek, gdy wiozące ich łodzie już docierają do wybrzeży Europy, lecz dzieje się to niemalże w punkcie wyjścia, na wodach libijskich. Co więcej – ludzie z organizacji humanitarnych dobrze wiedzą, gdzie i kiedy należy podpłynąć. To zaś oznacza, że muszą być w kontakcie z przemytnikami.
Badacze z GEFIRY odkryli takie działania, obserwując trasy 14 statków należących do dziewięciu organizacji humanitarnych, m.in.: Lekarze bez Granic, Save the Children i Jugend Rettet. Śledzili komunikaty, wykorzystali także dziennikarskie relacje z pokładu jednej z jednostek. Ustalili, że w procederze istotny udział ma włoska straż przybrzeżna. To ona przekazuje ratownikom informacje, za ile godzin i gdzie należy podstawić statek. Skąd straż to wie? Od przemytników. Chociaż, według GEFIRY, bywa i tak, że sygnał od nich otrzymują bezpośrednio same organizacje.
W tym samym czasie na łamach periodyku „Foreign Policy” Soros, przedstawiając siedmiopunktowy plan złagodzenia kryzysu imigracyjnego (przewidujący m.in., że na politykę azylową Europa musi przeznaczać minimum 30 mld euro rocznie), dowodził, że jeśli kwestia imigracji zostanie rozwiązana, to łatwiej będzie uporać się z innymi problemami – od kryzysu greckiego, przez Brexit, do konfliktu z Rosją.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.