Jak stwierdziło "Wall Street Journal", cytowane w czwartek przez portal Wyborcza.pl, Moskwa nie chce nagłaśniać problemu między innymi dlatego, że formalnie nie prowadzi wojny.
– Wiele osób po prostu nie chce walczyć – wytłumaczył rosyjski prawnik i były pracownik wojskowej prokuratury Federacji Rosyjskiej Michaił Benjasz. Obecnie Rosjanin pomaga wojskowym, którzy odwołują się od decyzji o wydaleniu ze służby za niesubordynację.
Żołnierze odmawiają udziału w wojnie
Zgodnie z doniesieniami, z udziału w wojnie na Ukrainie rezygnuje coraz więcej żołnierzy rosyjskiej armii. Jeden z wojskowych – 24-letni Albert Sachibgarjew – opowiedział, iż 8 lutego wysłano go na ćwiczenia w okolicach Biełgorodu, a kiedy 21 lutego prezydent Władimir Putin obwieścił, że Ukraina nie ma prawa być oddzielnym państwem, to sytuacja w jego bazie "zaczęła się zmieniać". 24 lutego Sachibgarjewa miały obudzić odgłosy ostrzału artyleryjskiego. Mężczyzna na Telegramie przeczytać wówczas, iż Rosja najechała na Ukrainę. W związku z tym, przestraszył się i uciekł. – Nikt z nas nie chciał tej wojny – mówił "Wall Street Journal".
Jak opisała amerykańska gazeta, dezercje i niesubordynacja na dobre zaczęły się, kiedy rosyjska armia w pierwszej fazie wojny zaliczała kolejne porażki, a liczba zabitych żołnierzy zaczęła wynosić tysiące. Władze w Moskwie od początku miały problem z karaniem wojskowych, ponieważ nie chcą afiszować się ze skalą dezercji. Dodajmy, że oficjalnie Federacja Rosyjska od 24 lutego tego roku nie prowadzi na terytorium państwowym Ukrainy wojny, tylko "specjalną operację militarną", co oznacza, że trudno o prawne podstawy do stawiania zarzutów kryminalnych żołnierzom, którzy odmawiają służby za granicą Rosji.
Czytaj też:
Nieoficjalnie: Ambasadorowie państw UE przyjęli kolejne sankcje wobec Moskwy. Węgry wymusiły zmianęCzytaj też:
Szef NATO: Musimy być gotowi do wojny na wyczerpanie