Dmitrij Miedwiediew, jeden z czołowych propagandystów Kremla, a zarazem bliski współpracownik Władimira Putina i zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa, w wyborczy wieczór dał upust swym nadziejom: „Pierwsze wyniki wyborów w USA i wczorajsze histeryczne »ultimatum« ukraińskiego lidera w zielonej niepranej koszulce potwierdzają, że świat dziadka Bidena odchodzi, poparcie dla kursu USA na świecie spada, a poleganie na twardogłowym »hetmanie« było dużym błędem”. Abstrahując od rozczarowania wyborczego, którego w międzyczasie musiał doświadczyć były prezydent Federacji Rosyjskiej, nie wspominając o upokorzeniu wojsk rosyjskich ewakuujących się z Chersonia, jego nadzieja nie była bynajmniej zupełnie bezpodstawna.
Wszak duża część kampanii wyborczej w USA była spolaryzowana właśnie wokół galopującej inflacji, a część republikanów ochoczo i z przekonaniem podkreślała fakt, że odpowiedzialna za nią jest administracja prezydenta Joe Bidena, która śle miliardy dolarów z kieszeni amerykańskich podatników na Ukrainę, na wojnę, która nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem Amerykanów, podczas gdy na południowej granicy USA mają miejsce dantejskie sceny napływu nielegalnych imigrantów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.