Sojusz Północnoatlantycki przygotowuje się do obrony "każdego centymetra" swojego terytorium od pierwszego dnia ataku – podaje "The New York Times".
Gazeta zauważa, że wcześniejszą strategią NATO było odstraszanie potencjalnego przeciwnika, grożąc mu odwetem: zakładano, że terytoria państw członkowskich mogą być okupowane do czasu przybycia sił sojuszniczych.
Teraz, zdaniem "NYT", Sojusz zmienia strategię, która w praktyce będzie oznaczać m.in. zwiększenie liczebności wojsk na wschodniej granicy NATO.
Według byłego asystenta sekretarza generalnego NATO Camille'a Granda, Sojusz nie dyskutuje już o tym, jak nie drażnić Moskwy nadmierną koncentracją wojsk na granicy z Rosją, lecz zastanawia się, ilu żołnierzy powinno się tam umieścić, aby odeprzeć ewentualny atak.
Co dokładnie zrobi NATO w przypadku ataku Rosji?
"The New York Times" podaje, że w ramach nowej strategii więcej sił NATO znajdzie się pod bezpośrednią kontrolą czterogwiazdkowego amerykańskiego generała Christophera Cavoli, który dowodzi siłami USA w Europie. Rozmówca gazety przekazał, że to Cavoli m za zadanie ujednolicić plany wojskowe Stanów Zjednoczonych i sojuszników.
Według źródła teraz państwa członkowskie Sojuszu, po raz pierwszy od czasów zimnej wojny, będą jasno wiedzieć, co dokładnie NATO zrobi w przypadku wojny, a co muszą zrobić same.
Kraje bałtyckie jako pierwsze domagały się rewizji koncepcji obronnej NATO, która zakładała okupację terytoriów tych państw, a następnie wyzwolenie po 180 dniach. Premier Estonii Kaja Kallas powiedziała, że tak długa okupacja przez wojska rosyjskie może doprowadzić do całkowitego zniszczenia każdego z krajów bałtyckich.
W podobny sposób ocenił strategię Sojuszu brytyjski minister obrony Ben Wallace, który stwierdził, że w przypadku ataku NATO "nie będzie miało 60 dni na wysłanie czołgów do Estonii, bo do tego czasu nie będzie Estonii".
Czytaj też:
Rosyjskie samoloty w pobliżu Finlandii. Zareagowało NATO