Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało na dywanik chargé d'affaires państw bałtyckich, którym grożono w związku ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w Rosji.
Dyplomaci zostali wezwani we wtorek 6 lutego. Powód to rzekomy "brak właściwej reakcji władz Łotwy, Litwy i Estonii na powtarzające się apele strony rosyjskiej o zapewnienie bezpieczeństwa podczas wyborów prezydenckich w marcu br.".
Rosyjski MSZ zażądał od władz Łotwy, Litwy i Estonii podjęcia "wszelkich niezbędnych kroków w celu zapewnienia bezpieczeństwa wyborcom", a także personelowi rosyjskich ambasad w okresie głosowania.
Ławrow oskarża o sabotaż
Ministerstwo zagroziło "poważnym protestem" obywateli Rosji w tych krajach, jeśli napotkają oni "trudności" podczas wyborów i nie będą mogli oddać głosu tam, gdzie mieszkają. "Jeśli sabotaż będzie się kontynuowany, podejmiemy zdecydowane działania w kontekście relacji dwustronnych i w strukturach międzynarodowych, pociągając władze krajów bałtyckich do odpowiedzialności" – przekazał resort Siergieja Ławrowa.
Estońskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zezwoliło Rosji na otwarcie na swoim terytorium tylko jednego lokalu wyborczego na potrzeby wyborów prezydenckich – w ambasadzie rosyjskiej w Tallinie.
W zeszłym roku główny dyplomata UE Josep Borrell w imieniu Unii Europejskiej potępił rosyjskie plany przeprowadzenia wyborów prezydenckich na okupowanych terytoriach Ukrainy. Głosowanie ma się odbyć w dniach 15-17 marca.
Faworytem jest Władimir Putin, jednak już teraz wielu podejrzewa, iż dojdzie do fałszerstw. Przeciw obecnemu przywódcy Rosji niemu startować zamierza m.in. opozycjonista Borys Nadieżdin. W niedawnej rozmowie z BBC mówił on, że zakończyłby wojnę z Ukrainą, podkreślając, iż taka jest wola większości rosyjskiego społeczeństwa.
Czytaj też:
ISW: Putin intensyfikuje retorykę na temat podziału UkrainyCzytaj też:
Znany amerykański dziennikarz przybył do Moskwy. Przeprowadzi wywiad z Putinem?