Gender, Gender, über alles, über alles in der Welt” – śpiewa niemiecka centrolewica. To hymn na czasie. 12 kwietnia 2024 r. niemiecki Bundestag przyjął w Berlinie większością 374 głosów przeciwko 251 przy 11 wstrzymujących się ustawę o zaskakującej nazwie „Selbstbestimmungsgesetz”, co oznacza „ustawa o samostanowieniu”. O czyje i jakie samostanowienie tutaj chodzi? Rzecz jasna, chodzi o samostanowienie LGBT itd.
Ustawa koalicji kanclerza Olafa Scholza rządzącej w Berlinie, każąca wątpić w zdrowy rozsądek dumnej niemieckiej kasty prawniczej, przyjęta została także głosami legalnie działającej w Niemczech SED (komunistyczna partia NRD) pod nazwą Die Linke (lewica). Głos zabrali też jej przeciwnicy: zlewicowana chadecja, AfD i BSW Sahry Wagenknecht (zagadka, bo to lewaczka w stylu Róży Luksemburg). Niemiecki Bundestag wyniósł tym samym ideologię gender na ołtarz republiki. A przecież jeszcze tak niedawno niemiecka lewica zarzucała konserwatystom (naprawdę poza AfD w zasadzie takich tutaj nie ma) kłamstwo, kiedy mówili oni o „ideologii gender”.
Przesuwanie granic
Marksiści (spinelliści czy jak ich tam zwał), ojcowie „Nowej Europy”, powoli i delikatnie przygotowywali mało inteligentnych Europejczyków do rewolucji. Dał im przykład Stalin, przydzielając zgoła katolickich kapelanów do polskich sowieckich jednostek wojskowych. Metoda jest znana. Trafnie opisał ją kanadyjski psycholog Jordan Peterson (komunistyczna „Polityka” nie jest w stanie go ścierpieć). Peterson opisuje to zjawisko następująco: „Jeśli chcę deptać ci po piętach, to muszę się uciec do fortelu. Najpierw zbliżę się o dwa milimetry. I tak dalej, aż do tego punktu, kiedy zaczniesz protestować. Wtedy natychmiast zatrzymuję się. I czekam. Kiedy wrzawa ucichła, to znowu stawiam kroczek do przodu”. I tak przesuwa się granice: milimetr za milimetrem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.