Sytuacja wokół Ukrainy zmienia się z dnia na dzień. Dzisiaj z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że elementem przetargowym pomiędzy prawdziwymi uczestnikami tej wojny zastępczej – Waszyngtonem i Moskwą – będzie przeprowadzenie na Ukrainie wyborów prezydenckich, które powinny były odbyć się jeszcze w marcu 2024 r. Nie odbyły się, ponieważ trwa wojna. Ale nie odbyły się również dlatego, że najpewniej przegrałby je Wołodymyr Zełenski. Przeprowadzony w listopadzie ubiegłego roku sondaż prezydencki Centrum Monitoringu Społecznego zwycięstwo dawał Wałerijowi Załużnemu (27 proc.) wobec zaledwie 16 proc. poparcia dla obecnego prezydenta. Przeciąganie obecnego stanu rzeczy to zatem ratowanie swojej politycznej pozycji przez Zełenskiego, a najpewniej także ratowanie się jego samego i jego otoczenia przed nieuchronnymi rozliczeniami, również korupcyjnymi. Wątpliwe, żeby obecny układ chciała przed nimi chronić w jakikolwiek sposób waszyngtońska administracja. Raczej przeciwnie, skoro jednym z głównych przekazów Donalda Trumpa w czasie kampanii było to, że rząd Joe Bidena marnował pieniądze na pomoc dla Ukrainy, wrzucając je w czarną korupcyjną dziurę. W Polsce całkowicie pomija się fakt, że Zełenski walczy dzisiaj o osobistą przyszłość. Może po prostu o to, żeby uchronić się przed więzieniem. Jest w zasadzie pewne, że zatrzymanie wojny (czy też jej zamrożenie) będzie wymagało pogodzenia się Kijowa z utratą części swoich terytoriów – na co zresztą, jak wskazują sondaże, gotowa jest coraz większa część Ukraińców. W tej chwili Rosjanie kontrolują ok. 20 proc. terytorium Ukrainy.
Blisko porozumienia
Nad Wołdymyrem Zełenskim wisi teraz pytanie, czy kurs twardego oporu, którym poprowadził swoje państwo po 24 lutego 2022 r., był opłacalny. Aby te wątpliwości zrozumieć, trzeba się cofnąć ok. trzech lat, do wiosny 2022 r. Jak wiadomo, pierwsza oferta rozmów pokojowych pojawiła się w marcu tamtego roku. Po serii spotkań na Białorusi i w Turcji rokowania toczyły się w Stambule i podpisano tam ostatecznie słynny komunikat. Rozmowy zostały jednak zerwane w maju tamtego roku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.