Trudno dziś ocenić ostateczną skuteczność uznania in extremis państwa palestyńskiego przez kilka światowych potęg oraz wiele krajów pośrednich; uznania niepozbawionego zresztą kontrowersji w chwili, kiedy Hamas wciąż przetrzymuje żydowskich zakładników. W rzeczy samej, jeśli spojrzeć na ten akt z dystansu – a przypomnijmy, że Polska takiego uznania dokonała jeszcze w 1988 r.! – i bez emocji, to mimo pięknych deklaracji o sprawiedliwości i pokoju mamy przede wszystkim do czynienia z desperackim posunięciem kilku krajów wciąż aspirujących do wpływania na ład międzynarodowy, z Francją i Wielką Brytanią na czele, usiłujących tym ruchem zablokować nadchodzącą, zdawałoby się nieuchronnie, aneksję przez Izrael Strefy Gazy, a z nią i całej Palestyny. Co ważne, w posunięciu tym to właśnie zablokowanie ekspansji Izraela, a nie powstrzymanie bieżącej depopulacji Gazy wybrzmiewa w pierwszym rzędzie. Albowiem to właśnie ewentualna aneksja Gazy (i Zachodniego Brzegu), uznawanych przez Francję czy Wielką Brytanię już jako państwo palestyńskie, rzeczywiście zaburzyłaby ład regionalny i międzynarodowy, gdy tymczasem tzw. społeczność międzynarodowa pozostaje bezsilnie bierna wobec ostatecznej destrukcji Gazy, która staje się faktem dokonanym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
