Złamane tabu

Dodano: 
Prezydent USA Donald Trump i premier Izraela Benjamin Netanjahu
Prezydent USA Donald Trump i premier Izraela Benjamin Netanjahu Źródło: Wikimedia Commons
Michał Krupa Stosunki amerykańsko-izraelskie zaczynają się zmieniać, i to za sprawą polityków Partii Republikańskiej, którzy nie szczędzą słów krytyki "największej demokracji na Bliskim Wschodzie". Sojusz, który kiedyś wydawał się nienaruszalny, stał się dziś polem sporów

Przez dziesięciolecia Izrael cieszył się niemal bezwarunkowym poparciem ze strony konserwatystów w Stanach Zjednoczonych. Wsparcie dla państwa żydowskiego było niegdyś dogmatem Partii Republikańskiej, wzmacnianym przez geopolitykę zimnowojenną, ewangelikalny zapał i ponadpartyjny konsensus. Krytyka Izraela – albo potężnego lobby z nim związanego – groziła politycznym wykluczeniem. Pat Buchanan, konserwatywny komentator, były doradca prezydentów Richarda Nixona i Ronalda Reagana, który zresztą sam ubiegał się o fotel gospodarza Białego Domu, boleśnie przekonał się o tym w latach 90., gdy jego krytyka lobby izraelskiego w USA spotkała się z zarzutami antysemityzmu i odsunęła go od głównego nurtu debaty o polityce zagranicznej.

Jednak polityczne wiatry zaczynają się zmieniać. Od krótkiej, lecz znaczącej "dwunastodniowej wojny" między Izraelem a Iranem bieżącego lata pęknięcia w obrębie amerykańskiej prawicy stają się coraz bardziej widoczne. Konserwatywni politycy, którzy niegdyś byli niezawodnymi zwolennikami Izraela, zaczęli stawiać ostre, a czasem wręcz druzgocące pytania o relacje USA – Izrael. Równolegle badania opinii publicznej sugerują, że zmieniają się także nastroje społeczne Amerykanów w stosunku do "jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie".

Artykuł został opublikowany w 40/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także