Początek roku ma to do siebie, że kto żyw, korzystając ze świątecznego przesilenia, stara się przyszłość przewidzieć. Czytając różne prognozy dla świata, w tym i te, które pojawiły się w tygodniku „Do Rzeczy”, uderzyło mnie to, jak wielu komentatorów dostrzega rosnącą rolę islamu i zmierzch zachodniego chrześcijaństwa. Jak świat długi i szeroki nigdzie nie spotkałem opinii, zgodnie z którą w najbliższych dziesięcioleciach można by się liczyć na przykład z chrystianizacją Arabii Saudyjskiej albo ze zwycięskim pochodem katolicyzmu w Pakistanie. Przeciwnie. Jeśli już widać znaki nowej epoki, to ich symbolem są nowe, prężne wspólnoty muzułmańskie na Zachodzie, szybko powstające meczety, także w Polsce, coraz większa liczba nawróceń na wiarę Mahometa. I to mimo tak samo licznych doniesień o barbarzyńskich czynach islamskich terrorystów.
Cóż, komentatorzy nie są ślepi na fakty. O ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu chrześcijanie stanowili jedną czwartą mieszkańców Bliskiego Wschodu, o tyle dziś praktycznie ich tam nie ma. „Przeżywamy jedne z najmroczniejszych momentów historii ludzkości” – mówi, komentując los chrześcijan w krajach zdominowanych przez muzułmanów, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego kard. Jean-Louis Tauran. Islam wygrywa jednak nie tylko dzięki przemocy. W innym znaczącym wywiadzie ks. George Rutler mówi o rosnącej dominacji młodych muzułmanów w Wielkiej Brytanii. Statystyki są bezwzględne. W ostatnim dziesięcioleciu liczba urodzonych na Wyspach osób określających siebie mianem chrześcijan spadła o 15 proc., czyli o 5,3 mln. W tym samym czasie liczba rodowitych muzułmanów wzrosła o 75 proc., do czego doszło 600 tys. imigrantów. I najbardziej szokujące dane: choć połowa brytyjskich muzułmanów ma mniej niż 25 lat, niemal 25 proc. brytyjskich protestantów i katolików ma powyżej 65 lat. Tak samo wygląda sytuacja w innych krajach europejskich: w Holandii, Belgii, we Francji, w Niemczech. W tym ostatnim państwie w niektórych miastach pierwszy raz na Zachodzie pojawiły się straże muzułmańskie, pilnujące przestrzegania reguł szariatu.
Najciekawszy w tym wszystkim jest jednak nie sam proces upadku zachodniego chrześcijaństwa, ale jego wewnętrzny paraliż. W czasie swojej ostatniej wizyty w Turcji Ojciec Święty skupił się na wezwaniach do dialogu i przekonywaniu opinii publicznej, że „autentyczny islam jest religią pokoju”. Rok wcześniej, wynosząc we Włoszech na ołtarze kilkuset chrześcijańskich męczenników sprzed wieków, nie wspomniał ani słowem, że zginęli oni z rąk muzułmanów. Po co drażnić tygrysa? O ile nie sposób znaleźć przykładów polemiki religijnej z islamem, o tyle wielu katolickich hierarchów z zapałem twierdzi, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w tego samego Boga, oraz sądzi, że właściwym przejawem miłości bliźniego będzie… udostępnienie kościołów na modlitwy islamskie. Czy można to zwać inaczej niż kapitulacją na własne życzenie?