Gazeta powołuje się na odczyt rejestratorów wykonany przez biegłego na zlecenie prokuratury. "Czarne skrzynki" znajdujące się w rządowej limuzynie zostały wymontowane przez śledczych badających kolizję. "Rz" informowała wcześniej, że dane z rejestratorów mają być jednymi z najważniejszych dowodów w sprawie.
Czytaj też:
Co kryje czarna skrzynka limuzyny premier Szydło? To będą kluczowe dane
Kto zapłaci?
Według nieoficjalnych ustaleń dziennika kierowca BOR wcisnął hamulec, gdy na liczniku było 85 km/h. Według szacunków czas, jaki mija między zdjęciem nogi z gazu a naciśnięciem hamulca, wynosi około 1,5 sekundy, dlatego tuż przed kolizją limuzyna premier mogła jechać nawet 90 km/h.
"Rzeczpospolita" pisze, że warte ok. 2,5 mln zł audi nie miało AC. To częsta praktyka w BOR, która wynika i z wysokiej ceny ubezpieczenia, i z faktu, że samochód cały czas znajduje się pod opieką Biura. Jeśli winny okaże się kierowca seicento (usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku – red.), to koszt remontu limuzyny pokryje jego polisa autocasco. Jeśli winny okaże się funkcjonariusz BOR – zapłaci Biuro.
Czytaj też:
Mocne słowa pod adresem PO i Nowoczesnej. "Mogli wywrzeć wpływ na zmianę zeznań"
Rozbite audi już nie dla VIP-ów
Gazeta podkreśla, że naprawa rządowego audi kosztowałaby ok. 300 tys. zł, ale nawet po remoncie samochód nie będzie przewoził już VIP-ów ze względu na zbyt poważne uszkodzenia. Ponieważ auta nie można sprzedać, może ono trafić np. do CBŚP do celów operacyjnych.
Limuzyna wioząca Beatę Szydło zderzyła się z fiatem seicento 10 lutego w Oświęcimiu podczas wykonywania manewru wyprzedzania. Po wypadku szefowa rządu trafiła do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie przeszła rehabilitację. W szpitalu premier przebywała przez tydzień. Śledztwo w sprawie kolizji z udziałem kolumny rządowej prowadzi specjalny zespół prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Czytaj też:
Rzecznik rządu: Przesłuchanie premier Szydło utajnione. Trwało prawie 3 godziny