Krzysztof Rak, historyk, publicysta i autor książek, był gościem Piotra Zychowicza na kanale "Historia realna". Tematem rozmowy było m.in. poparcie przez Parlament Europejski propozycji daleko idących zmian unijnych traktatów.
Zajmujący się zawodowo m.in. polityką niemiecką publicysta, ocenił, że nie wierzy w powodzenie przekształcenia Europy w zarządzane centralnie "superpaństwo".
Odwrotność federalizacji
– Wbrew panice medialnej nie wierzę w to, bo jest to zbyt skomplikowany proces. (…) Można mówić o superpaństwie, centralizacji, ale de facto chodzi o proces odwrotny do federalizacji, czyli ostateczne zniszczenie mechanizmów federalizacyjnych w Unii Europejskiej. Jeśli by się to udało, oznaczałoby rozpad UE – powiedział Rak.
Jak wskazał, przekazanie jeszcze większej władzy najsilniejszym państwom europejskim kosztem średnich i słabszych, spowoduje pozbawienie Unii spoistości i funkcjonalności. – Mielibyśmy do czynienia z dyktatem krajów najsilniejszych, najbardziej ludnych w UE i mechanizm, który by w ten sposób powstał, byłby taki, że największe państwa mogłyby bezwzględnie wykorzystywać swoją siłę – powiedział historyk, dodając, że bardziej odpowiedni niż "utrata niepodległości" jest w tym przypadku termin "dyktat", a samą propozycję określił mianem nie reformy, a "deformy".
– Moim zdaniem ta propozycja jest nierealizowalna. Główny zainteresowany i beneficjent, czyli Niemcy, siły nie ma. Gdy patrzymy na rząd Olafa Scholza, to możemy sobie wyobrazić wszystko, ale nie to, że przeprowadzi tak skompilowany, wieloletni projekt. Oni nie są w stanie poradzić sobie z rocznym budżetem. My jesteśmy przekonani o istnieniu wielkich, sprawczych Niemiec, a to kraj coraz bardziej politycznie słabnący – powiedział Krzysztof Rak.
Rak: Niemcy się nie nadają
Zychowicz zapytał o głosy, argumentujące, że podzielona na wiele państw Europa nie jest w stanie nawiązać rywalizacji ze światowymi potęgami i staje się skansenem. Zwolennicy wizji centralizacji władzy na kontynencie twierdzą wobec tego, że z punktu widzenia Polski lepiej stworzyć imperium europejskie i stanowić jego część, niż być obywatelami prowincjonalnego kraju upadającej Europy.
– Teoretycznie tak powinno być, ale jaka byłaby praktyka? (…) Jeśli ta deforma zostanie zrealizowana to największy wpływ na decyzje tego nowego, europejskiego imperium będę miały Niemcy, ponieważ proces decyzyjny będzie promował kraj największy ludnościowo – przypomniał. – Jednocześnie kraje małe i średnie zostaną pozbawione możliwości działań tego najsilniejszego – powiedział dr Rak.
Idiotyczna polityka klimatyczna
– Popatrzmy sobie na politykę niemiecką ostatnich 20,30 lat. Forsowaną ideologicznie politykę klimatyczną, która jest główną przyczyną upadku gospodarczego Europy. Cudów nie ma, ten kraj nie nadaje się na przywódcę europejskiego – stwierdził, dodając, że Niemcy sami robią sobie krzywdę, prowadząc ideologiczną politykę klimatyczną, tym bardziej wobec wojny Rosji z Ukrainą. Efektem są horrendalne ceny prądu, zatem polityki tej nie można uznać za racjonalną, a w kontekście trwającego konfliktu militarnego, jest ona wręcz idiotyczna.
Propozycja zmian traktatów UE
Jedną z licznych zmian forsowanych w Brukseli jest rezygnacja z zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 dziedzinach. Ponadto projekt przewiduje utworzenie dwóch nowych kompetencji wyłącznych UE – w zakresie ochrony środowiska oraz bioróżnorodności, a także znaczące rozszerzenie kompetencji współdzielonych, które obejmowałyby siedem nowych obszarów: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł i edukację.
Dokument został przyjęty niewielką liczbą głosów. Poparło go 291 europosłów, 274 głosowało "przeciw", a 44 europarlamentarzystów wstrzymało się od głosu. Eurodeputowani polscy, zarówno z PiS, jak i z PO, głosowali przeciwko zmianie traktatów. Reformę Unii Europejskiej poparło łącznie dziewięciu europosłów polskich.
Czytaj też:
Kolejny kraj sprzeciwia się zmianie traktatów UE. "Nie możemy zrezygnować z zasady jednomyślności"Czytaj też:
Kaleta omawia projekt reformy UE i wskazuje "kluczowe zmiany, które odbierają Polsce suwerenność"