"The Times" przypomina, że Niemcy są największym po Stanach Zjednoczonych źródłem pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy. Jak dotąd Berlin dostarczył na front broń o wartości ponad 18 miliardów euro. To centralny element tego, co kanclerz Olaf Scholz nazwał Zeitenwende (historycznym zwrotem) w polityce zagranicznej i obronnej swojego kraju. W tym samym czasie kanclerz zapowiedział inwestycje o wartości 100 miliardów euro w zaniedbaną Bundeswehrę.
"Istnieją jednak obawy, że projekt nie zostanie zrealizowany w związku z narastającymi trudnościami politycznymi i gospodarczymi w kraju po zmniejszeniu o połowę budżetu pomocowego Ukrainy na 2025 rok. Konwencjonalny budżet obronny również ledwo nadąża za inflacją, pomimo obietnicy kanclerza, że Niemcy będą konsekwentnie realizować cel NATO, jakim jest wydawanie 2 procent PKB na potrzeby wojskowe” – czytamy w artykule.
Scholz zawodzi
Według ostatniego sondażu Scholzowi "udało się” zrazić do siebie niemal wszystkich: wyborców, którzy uważają, że powinien był zrobić dla Ukrainy więcej, wyborców, którzy chcą pokoju z Kremlem i wyborców rozdartych między oboma stanowiskami. Ogółem badanie wykazało, że 11 procent było zadowolonych ze sposobu, w jaki rząd radzi sobie z kryzysem na Ukrainie, podczas gdy 67 procent było niezadowolonych.
Jednocześnie tylko 32 proc. stwierdziło, że chce, aby UE zapewniła Ukrainie "znacznie silniejsze” wsparcie, a 41 proc. było temu przeciwne. 68 procent stwierdziło, że jest "zaniepokojonych” lub "bardzo zaniepokojonych” możliwością bezpośredniego zaangażowania Niemiec w konflikt zbrojny w Europie w ciągu najbliższych kilku lat.
Niedawno kanclerz Niemiec podkreślił, że pozostaje nieugięty w kwestii zaopatrzenia Ukrainy w rakiety dalekiego zasięgu
Czytaj też:
Skandal w Niemczech. Polityk AfD zatrudnia na plantacji białoruskich więźniówCzytaj też:
"Sytuacja jest bardzo napięta". Niemcy wzmacniają ochronę czołowych polityków