PIOTR WŁOCZYK: Chiński koncern motoryzacyjny BYD wypuścił niedawno na rynek model Seagull (Mewa), miejskie auto elektryczne w cenie ok. 40 tys. zł. Ten samochód to koszmar europejskich producentów aut?
DR JAKUB JAKÓBOWSKI: Ceny chińskich aut elektrycznych oferowanych na rynku ChRL są bez wątpienia oszałamiające, średnio o kilkadziesiąt procent niższe niż w Europie. Pytanie, czy to oznacza, że tak tanie samochody zaleją rynek europejski.
I tu odpowiedź nie jest już tak oczywista?
W samych Chinach trwa wielka wojna cenowa, ponieważ moce fabryk produkujących auta elektryczne są rozkręcone na ogromną skalę – to efekt polityki przemysłowej Pekinu i subsydiów. Wynika to także z przewag technologicznych, które w ostatnich latach pojawiły się w Chinach. Auta, które dopływają do nas z ChRL statkami, są sprzedawane w wyższych cenach, ponieważ Chińczycy nie mają w Europie bazy serwisowej swoich samochodów, muszą je przetransportować i zapłacić od nich cło. Seagull, o którym jest ostatnio dosyć głośno, to model BYD, największego na świecie producenta aut elektrycznych, który zamierza je produkować na Węgrzech. To będzie pierwsza tej skali inwestycja chińska w Europie. Jeżeli również w UE chińscy producenci pójdą na wojnę cenową, to być może za kilka lat będziemy mieli do czynienia z sytuacją, gdy chińskie samochody produkowane na Węgrzech będą bezkonkurencyjne cenowo.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.