W poniedziałek "Rzeczpospolita" napisała, że Falenta wysłał do kancelarii Andrzeja Dudy list, w którym grozi ujawnieniem swoich mocodawców (pisze o środowisku PiS), jeśli nie zostanie ułaskawiony. Teraz "Gazeta Wyborcza" publikuje list Falenty do prezesa PiS.
"Panie Prezesie, jest mi bardzo przykro. Liczyłem, że wielka sprawa, do jakiej się przyczyniłem, zostanie mi zapamiętana i po wygranych wyborach załatwiona niejako z urzędu. Zresztą taka była obietnica Panów z CBA" – czytamy w opublikowanym piśmie.
Falenta twierdzi, że od kilku lat jest mamiony przez polityków PiS obietnicą amnestii. Biznesmen przekonuje, że przyczynił się do przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 roku i chciałby teraz (list został wysłany 6 lutego) "normalnie żyć w normalnym kraju".
Mężczyzna twierdzi, że gdy odkrył proceder nagrywania polityków od razu skierował się do byłego skarbnika PiS Stanisława Kostrzewskiego. Następnie miało dojść do spotkania z prezesem PiS w siedzibie przy ul. Nowogrodzkiej. "To on [Kostrzewski - red.] skontaktował mnie z agentami służb CBA z Wrocławia i ABW z Katowic, którym otwarcie pokazałem, jaki materiał pozyskałem. Poprosili o kontynuację tej operacji, co też wykonałem" – pisze Falenta, podkreślając, że to wszystko zostało dokładnie opisane w tajnych raportach CBA.
Falenta podkreśla, że jest zadowolony z faktu, że PiS przejął władzę, a on miał w tym swój udział. Biznesmen dołączył do listu kopie tajnych meldunków CBA jako dowód, że znalazły się w nich przekazywane przez niego informacje z podsłuchów – informuje "Wyborcza".
Czytaj też:
Sprawa Falenty. Brejza grozi impeachmentem "całej PiS-owskiej władzy"Czytaj też:
Szantaż Falenty. Stanowcza reakcja prezydenckiego ministra