Cała uwaga mediów, elit politycznych i opinii publicznej skupiła się na Wschodzie. Mało kto zauważył więc i odnotował, że dosłownie w przededniu wojny wizytę w Polsce złożyła Steffi Lemke, niemiecka minister ds. środowiska, ochrony przyrody, bezpieczeństwa jądrowego i ochrony konsumentów. Tymczasem pani minister przyjechała tu z ultimatum. Polska ma zapomnieć o planach budowy elektrowni atomowych. Niemcy uważają to za „stwarzanie zagrożenia” dla ich obywateli i jeśli od tych planów nie odstąpimy, to dla pani minister jest „oczywistością” przeciwstawienie się temu „z użyciem instrumentów prawnych”. Co to w praktyce może oznaczać – pokazano nam już skwapliwością, z jaką sędzia Lapuerta nakazała jednoosobowo w ramach zabezpieczenia (a nie wyroku) zamknięcie z dnia na dzień elektrowni Turów, a następnie nałożyła na Polskę karę finansową (choć TSUE ma prawo je nakładać tylko za niewykonywanie wyroków, a nie zabezpieczeń), którą to karę Komisja Europejska upiera się od Polski wyegzekwować, mimo że w tzw. międzyczasie spór został zakończony ugodą i Czechy wycofały z TSUE swą skargę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.