Były szef resortu edukacji przyznał, że obecnie "nikt w tej chwili nie jest w stanie odpowiedzieć jednoznacznie, ilu uchodźców do nas trafi, w związku z tym, jak dużo dzieci pojawi się w polskich szkołach". Zaznaczył jednak, że istnieją przepisy, które umożliwiają kształcenie dzieci cudzoziemskich.
– My preferujemy taki model, w którym w szkołach będą tworzone oddziały przygotowawcze, czyli takie, w których dzieci z Ukrainy, które w większości przecież nie znają języka polskiego, będą mogły uczyć się tego języka, w jakiejś mierze wyrównywać różnice programowe między szkołą ukraińską a szkołą polską, mieć troszkę zajęć wspólnie ze swoimi kolegami i koleżankami z Polski i przez najbliższych kilka miesięcy dostosowywać się do tego, jak wygląda polski system edukacyjny – mówił na antenie Radia Białystok.
Wyzwanie dla polskich szkół
Polityk poinformował, że w "okresie przejściowym" luzowane są różne przepisy, które pozwalają na powrót do zawodu nauczycieli, którzy są na tak zwanych "świadczeniach kompensacyjnych" i nie mogli do tej pory pracować w szkole.
– Chcemy również, aby pojawili się ludzie, tak zwane pomoce nauczyciela ze znajomością języka ukraińskiego, bądź rosyjskiego, bo taki też znany jest dużej części mieszkańców Ukrainy, obywatelom Ukrainy i przynajmniej podstawową znajomością języka polskiego, aby występowali w roli tłumaczy, którzy pomagaliby kontaktować się nauczycielom operującym w języku polskim z uczniem ukraińskim. Na to przewidujemy także dodatkowe środki z budżetu państwa – zapewnił Piontkowski.
Wiceminister edukacji i nauki przekazał także, że przewidywane są "dość duże" subwencje dla dzieci pochodzących z Ukrainy.
Od 24 lutego do 4 marca z Ukrainy do Polski przyjechało ponad 670 tys. osób.
Czytaj też:
Por. Michalska: Każda osoba, która wjeżdża do Polski, jest kontrolowanaCzytaj też:
Polskie służby zatrzymały w Przemyślu rosyjskiego agentaCzytaj też:
Weto to jeszcze nie koniec. Minister zapowiada Lex Czarnek 2.0