"Ustawa o związkach partnerskich wywołała potężne perturbacje w koalicji rządzącej, ale także wewnątrz Trzeciej Drogi. Politycy, a zwłaszcza polityczki, Polski 2050 poczuły się zaskoczone, że PSL jest aż tak konserwatywny. Ponownie pojawiły się głosy, że może skoro partnerów dzieli tak wiele, trzeba się rozejść" – donosi "Newsweek".
Prawdziwy kryzys w Trzeciej Drodze trwa od wyborów do Parlamentu Europejskiego. "Zwłaszcza politycy Polski 2050, którzy najwyraźniej liczyli na dwucyfrowy wynik, zaczęli mówić, że może czas na polityczny rozwód, bo skoro komitet dostał niespełna 7 proc., to najwyraźniej ktoś w tym związku ciąży" – czytamy.
Oficjalnie wszystko gra
Oficjalnie liderzy TD deklarują, że politycznego rozwodu nie będzie. Po wspólnym spotkaniu klubów obu partii decyzja brzmi – "idziemy dalej Trzecią Drogą, zobaczymy, co będzie".
– Na razie na pewno nie chcemy wystawiać swojego kandydata na prezydenta. Po co nam to? 2,5 proc? No, chyba że znalazłby się ktoś, kto potrzebuje promocji. Może jakaś kobieta? – wskazuje informator z PSL i dodaje, że nie widać nikogo takiego. – Prezes powiedział już, że nie chce i nie zmieni zdania. Poprzemy Hołownię, a potem się zobaczy – zaznacza.
Co ciekawe, w Trzeciej Drodze mówi się o wcześniejszych wyborach. – Po wyborach prezydenckich będzie doskonała okazja, żeby powiedzieć: "ok, ale mamy swojego prezydenta i nadal nie możemy na różne rzeczy się dogadać, to zróbmy wybory i odrzućmy część koalicji" – zaznacza rozmówca "Newsweeka".
"Ludowcy nie ukrywają, że chcieliby odzyskać sprawczość w Trzeciej Drodze i za jednym zamachem pozbyć się lewicy z Sejmu. Najlepiej na zawsze" – czytamy.
Niedawno o konieczności zakończenia współpracy PSL i Polski 2050 otwartym tekstem mówił były poseł PSL Artur Dziambor.
Czytaj też:
"Władek dojrzał". Lider PSL zmienia zdanie o związkach partnerskich pod wpływem żony