Do podpalenia doszło ok. godziny 2 w nocy z piątku na sobotę. Dym i płomienie sięgały okien pokoju, gdzie śpią dzieci polityka PO. Pożar ugasili sąsiedzi. Niewykluczone, że ktoś podłożył ogień pod materiałami budowlanymi, bo budynek jest remontowany. – Była realna groźba eksplozji. Ogień rozprzestrzeniał się po ścianie, gdzie biegną rury z gazem. Gdyby instalacja puściła, nie uratowałbym dzieci, a kamienica mogłaby się zawalić – ocenia poseł PO.
Policja, która przyjechała na miejsce zdarzenia stwierdziła podpalenie. – Chciałbym wierzyć, że to był przypadek, chuligański wybryk bez związku ze mną, ale prawda jest taka, że ludzie wiedzą, gdzie mieszkam, muszę więc brać pod uwagę celowe działanie – mówi Brejza.
Czytaj też:
Brejza: Boję się o swoją rodzinę