24 stycznia amerykański sekretarz stanu Marco Rubio zarządził wstrzymanie zagranicznej pomocy rozwojowej i dostarczania środków finansowych dla organizacji pozarządowych na całym świecie. Na liście organizacji, które mogą nie dostać środków z USA, jest polska Feminoteka.
"Ponad 250 tysięcy złotych – tyle pieniędzy mamy obecnie zamrożone ze względu na decyzję prezydenta Stanów Zjednoczonych. To środki, które zaplanowane były do wykorzystania na profesjonalne wsparcie dla kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Zarówno Polek, jak i migrantek. (...) Na celowniku są organizacje, których praca obejmuje obszary „aborcji, planowania rodziny, różnorodności, równości, integracji, operacji dla osób transpłciowych czy innej pomocy nieratującej życia” (warto przy okazji podkreślić, że większość wymienionych tu działań przyczynia się właśnie do ratowania życia)." – czytamy na Facebooku Feminoteki.
Feminoteka wściekła na Trumpa
Wskazano, że obecnie zagrożona jest realizacja zadań z dwóch obszarów. Po pierwsze to "prowadzenie Femki: jedynego w Polsce punktu pomocy dla kobiet po gwałcie". Drugi aspekt to "szkolenia dla pracownic i pracowników, które w swojej działalności zawodowej mogą mieć kontakt z osobami, które doświadczają przemocy seksualnej lub przemocy w relacji intymnej".
Joanna Gzyra-Iskandar, rzecznik Feminoteki ostro krytykuje Trumpa. "Donald Trump jest prezydentem zaledwie dwa tygodnie, a już podpisuje jeden dokument za drugim. Problem w tym, że jego jeden podpis decyduje o tym, co dzieje się na drugim końcu świata i wpływa na to, że kobiety doświadczone przemocą seksualną mogą nie otrzymać pomocy. Oczywiście robimy wszystko, aby nie dopuścić do takiej sytuacji. W tym momencie wszystko działa stabilnie i sprawnie, ale musimy myśleć na zaś o naszej sytuacji finansowej" – mówi.
"Jeżeli ktoś choć trochę śledził to, co Donald Trump mówił jeszcze jako kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie powinien być zaskoczony. To część konserwatywnego backlashu, który możemy obserwować w różnych miejscach na świecie. Chodzi o odchodzenie od modelu promowania równości, wspierania praw kobiet i mniejszości. I robienie tego w sposób agresywny. To potworne, że człowiek, który się kieruje takimi antywartościami, siedzi w fotelu przywódcy USA" – ocenia działaczka.
Czytaj też:
Trump chce walczyć z uprzedzeniami wobec chrześcijan w rządzieCzytaj też:
Trump w obronie kobiet. Rozporządzenie przywraca normalność w sporcie