Redaktor naczelny "Do Rzeczy" ocenił, że wczorajsza nowelizacja ustawy o IPN, to coś, co i tak musiało się stać, ale "cały ten proces od momentu uchwalenia nowelizacji ustawy o IPN 26 stycznia, aż do tego momentu, to jedno wielkie nieporozumienie i niezrozumienie świata". – Intencje ustawodawcy były słuszne. Chodziło o to, aby polska pamięć była chroniona w takiej samej mierze, jak pamięć żydowska. To, co wprowadzono do ustawy o IPN nie różniło się zbytnio od tego, co znajduje się w ustawach, które przeciwstawiają się tzw. kłamstwu oświęcimskiemu. Ustawa została źle przygotowana. Polska przegłosowując tę ustawę poszła na wojnę z najsilniejszą armią świata – dodał.
Lisicki: Nie mając żadnych środków do prowadzenia wojny, wypowiadamy ją najsilniejszej armii, a potem się dziwimy, że przegrywamy
Paweł Lisicki wskazywał, że dla każdego, kto uważnie śledzi politykę międzynarodową jest oczywiste, iż sakralizacja Holokaustu stała się częścią polityki Izraela, jak również, że dla amerykańskich środowisk żydowskich jest to jeden z najważniejszych elementów tożsamości. – Zgłaszając taką ustawę Polska ogłosiła, że się z taką ideologią nie zgadza. Jeśli coś takiego się robi, to z pełną świadomością konsekwencji. Nie dysponowaliśmy żadnymi środkami do przeprowadzenia tej wojny. Nie mamy polskich instytutów chroniących polską pamięć poza granicami kraju. Nie mamy też środków by to zmienić. Nie mamy przyjaznej nam grupy naukowców, którzy inaczej postrzegają II wojnę światową na Zachodzie. Nie mamy własnych ośrodków, przy pomocy których naszą wersję moglibyśmy przekazywać. Nie mając żadnych środków do prowadzenia wojny, wypowiadamy ją najsilniejszej armii, a potem się dziwimy, że przegrywamy. To taka forma amatorszczyzny, jeśli chodzi o uprawianie polityki zagranicznej, że trudno było mi zrozumieć, jak się można było na to zdecydować – wyjaśniał.
"To forma pewnej kapitulacji wobec nacisków USA i Izraela"
W ocenie redaktora naczelnego "Do Rzeczy" Polska z tej batalii nie wyszła z tarczą. – Deklarację traktuję jako osłodę na otarcie łez. Chodzi o to, aby do wewnętrznej opinii nie pokazywać tego, co się wydarzyło naprawdę. To, co się wydarzyło, to forma pewnej kapitulacji wobec nacisków USA i Izraela. Paradoks polega na tym, że moim zdaniem to się wydarzyło za późno. Sukces polega na tym, że szybko podpisano kapitulację. Wiem, że to brzmi paradoksalnie, ale tak jest. Nie udawajmy, że to wygrana wojna. To kompletnie przegrana wojna o pamięć, o polską pozycję – mówił w Radiu Wnet.
Paweł Lisicki przypomniał, że w sporze z Izraelem chodziło o to, że Polska postanowiła użyć instrumentów państwowych, aby walczyć o pamięć historyczną. W jego ocenie, było to z góry skazane na niepowodzenie. – Spór polega na tym, czy Izrael, a pośrednio Stany Zjednoczone były w stanie wymusić zmianę prawa, czy nie. Otóż były w stanie. Wniosek z tego taki, że przy mocnym nacisku i przy użyciu mocnych środków, Polska będzie się cofała. W zamian za to być może uzyskamy jakąś miłą deklarację – dodał.
Redaktor naczelny "Do Rzeczy" zwrócił też uwagę na to, że chociaż jest to polityczny sukces premiera Morawieckiego, to wcale nie oznacza, iż jest to jednocześnie to sukces państwa polskiego. – Państwo dokonując nowelizacji przyznało się do własnej słabości – ocenił.