Pierwsza i najważniejsza: tak jak wielokrotnie pisałem, wojna na Ukrainie była typową wojną zastępczą, toczoną przez USA rękami Ukraińców z Rosją. Dowodem na rzecz tej tezy są nie tylko wypowiedzi przywódców amerykańskich, prezydenta Donalda Trumpa i sekretarza stanu, Marca Rubia, lecz także fakty. Najbardziej oczywiste są propozycje amerykańskie, w których to wyraźnie mówi się o legalizacji zajęcia Krymu przez Rosję oraz o zatrzymaniu przez Moskwę zdobytych przez nią zbrojnie terenów. Gdyby była to, jak nam przez trzy lata konsekwentnie wmawiali polscy specjaliści, wojna Rosji z Ukrainą, to jak można by wytłumaczyć ową osobliwą sytuację, w której decyzje o integralności terytorialnej Ukrainy podejmują przedstawiciele Waszyngtonu?
Po drugie, wszystko wskazuje na to, że wojna zakończyła się sukcesem Rosji. Jeśli deklarowanym celem Zachodu od początku wojny było zachowanie integralności terytorialnej państwa ukraińskiego i wprowadzenie go do NATO, to dziś nikt o zdrowych zmysłach o tym nie wspomina. Skalę niepowodzenia Zachodu najlepiej ocenić, zestawiając wypowiedzi typowego zwolennika poprzedniej linii propagandowej, prezydenta Andrzeja Dudy, z obecną rzeczywistością. W sierpniu 2022 r. polska głowa państwa mówiła: „Krym to Ukraina. Tak jak Gdańsk czy Lublin jest częścią Polski, tak Krym był, jest i będzie częścią Ukrainy”.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.