W kwietniu 2019 r. 38-letni Jan B. zaatakował na plebanii parafii pw. św. Augustyna na warszawskiej Woli Marka T., ojca jednego z posługujących tam księży. – Starszy człowiek wychodził z plebanii. Przyjechał z żoną do spowiedzi, tak jak przed Wielkanocą bywa. Kiedy wyszedł za drzwi, napastnik go zaatakował w przedsionku i zaczął tłuc. (...) Walił pewnie głową o podłogę albo mur, rozwalił czaszkę – relacjonował ks. Walenty Królak, proboszcz stołecznej parafii, cytowany przez TVN24. Duchowny wskazywał, że atak na starszego mężczyznę "nie był podyktowany żadnymi szczególnymi względami", ale nastąpił "w jakimś amoku bandyckim".
Marek T. został przetransportowany karetką do szpitala. Jednak obrażenia były na tyle poważne, że lekarzom nie udało się go uratować.
Śledztwo w tej sprawie trwało ponad rok. Jan B. najpierw usłyszał zarzuty zabójstwa oraz spowodowania obrażeń ciała u księdza, który ruszył na pomoc Markowi T. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone. Powód? 38-latek uznany został przez biegłych za niepoczytalnego. Jednocześnie stwierdzono, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełniania przez niego podobnych czynów o znacznej szkodliwości społecznej, co wymaga zastosowania wobec niego leczenia psychiatrycznego w zakładzie zamkniętym.
Morderstwo na plebanii. Interwencja policji
Funkcjonariusze policji, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia, jak relacjonowali, zastali agresywnego, irracjonalnie zachowującego się mężczyznę, który wydawał różne dziwne okrzyki. Policjanci obezwładnili go i położyli na ziemię, a następnie udzielili pomocy poszkodowanemu Markowi T. do czasu przyjazdu pogotowia.
W związku z tym, że napastnik, który – jak się okazało – był sportowcem (graczem w rugby w jednej z warszawskich drużyn i bokserem), stawał się coraz bardziej agresywny, szarpał się i wierzgał, a także przejawiał elementy autoagresji, mundurowi obezwładnili go w następujący sposób: przełożyli stopy leżącego brzuchem na ziemi pokrzywdzonego za kajdanki zapięte na jego ręce z tyłu. To okazało się skuteczne.
W pewnym momencie Jan B. stracił przytomność. Jak się później okazało, powodem była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej, z której po pewnym czasie go wybudzili. Mundurowi wskazywali później, że od Jana B. czuć było alkohol. Zlecono też badania toksykologiczne, w wyniku których stwierdzono, że agresywny mężczyzna był "po spożyciu" substancji psychoaktywnej, lecz "nie pod jej wpływem".
Sprawa nagle wróciła po sześciu latach
Niespodziewanie sprawa wróciła po sześciu latach od tragicznych wydarzeń na terenie parafii pw. św. Augustyna w Warszawie. Jak podał portal Onet, 16 lipca br. rano czterej policjanci zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Do zatrzymań doszło w jednej z komend oraz w prywatnych mieszkaniach mundurowych.
Policjanci na oczach kolegów z pracy i sąsiadów zostali zakuci w kajdanki i doprowadzeni do prokuratury. Tam usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień przy obezwładnianiu sprawcy głośnego zabójstwa na plebanii sprzed sześciu lat. Jak opisał Onet, w środowisku policyjnym zawrzało. – To skandal. Można było wysłać wezwanie, a nie traktować ich jak przestępców – grzmią policjanci.
Prokuratura, którą poproszono o wyjaśnienia w tej sprawie, podkreśliła, że mundurowi – Tomasz C., Wojciech N., Patryk M. i Artur S. – mieli zastosować "niedopuszczalną technikę obezwładnienia", a przez to "działać na szkodę interesu prywatnego Jana B.", czyli mordercy ojca jednego z księży z Archidiecezji Warszawskiej. Ponadto jeden z policjantów – Piotr M. – miał użyć wobec Jana B. "chemicznego środka obezwładniającego w postaci ręcznego miotacza gazu w taki sposób, że spryskał nim bluzę pokrzywdzonego, którą następnie przykładał do jego głowy w sytuacji, gdy Janowi B. były już zapięte kajdanki służbowe na ręce trzymane z tyłu. Dodatkowo Piotr M. miał poświadczyć nieprawdę w sporządzonej przez siebie notatce urzędowej, nie podając w niej, że użył wobec Jana B. tegoż urządzenia".
Funkcjonariusze boją się represji
Dlaczego sprawa wraca dopiero po sześciu latach? – Postępowanie zainicjowane zostało w wyniku zawiadomienia złożonego w dniu 1 lipca 2020 r. przez pełnomocników zawiadamiającego Jana B. do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ w Warszawie. Sprawa następnie z dniem 25 października 2024 r. przejęta została do dalszego prowadzenia w 1. Wydziale Śledczym Prokuratury Okręgowej w Warszawie – wyjaśnił prok. Piotr Antoni Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
– Długotrwałość tego postępowania wynikała z konieczności przesłuchania znacznej liczby świadków oraz oczekiwania na dwie opinie biegłego z zakresu taktyki i techniki interwencji oraz opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej. W sprawie zabezpieczono trzy nagrania z kamer nasobnych interweniujących na miejscu policjantów. Ich dogłębna analiza wykazała istotne nieprawidłowości w sposobie przeprowadzania interwencji przez policjantów, w tym niedozwolone użycie gazu pieprzowego przez jednego z nich, a także zastosowanie niedozwolonych i niebezpiecznych dla życia i zdrowia obezwładnianego chwytów obezwładniających – tłumaczył. Co ważne, biegli z zakresu medycyny sądowej nie potrafili wskazać przyczyny wiodącej chwilowego zatrzymania się funkcji życiowych Jana B.
Prokurator prowadzący śledztwo w stosunku do podejrzanych policjantów nie zastosował środków zapobiegawczych, zostali więc zwolnieni do domów. Żaden z zatrzymanych nie złożył zażalenia na zasadność, legalność oraz prawidłowość zatrzymania. Nie chcą jednak publicznie zabierać głosu w sprawie, bowiem są wciąż w czynnej służbie i boją się represji. Ich obrońcy zaznaczyli, że policjanci nie poczuwają się do winy. Są rozgoryczeni sposobem zatrzymania i doprowadzeniem do prokuratury.
Czytaj też:
Kolejny atak na policjantów. Napastnik został postrzelonyCzytaj też:
Makabryczna zbrodnia na Mazowszu. Zmiana zarzutów dla 60-letniego księdza
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
