Pogrążanie Zachodu
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Pogrążanie Zachodu

Dodano: 
Spotkanie europejskich przywódców z Donaldem Trumpem
Spotkanie europejskich przywódców z Donaldem Trumpem Źródło: Wikimedia Commons
Klucze do zakończenia wojny na Ukrainie nadal leżą przede wszystkim w Moskwie. To Rosja ma w tym konflikcie przewagę, opartą na swoim niedemokratycznym systemie wewnętrznym, pozwalającym w znacznie mniejszym stopniu niż na Zachodzie brać pod uwagę sprzeciw społeczny wobec przestawienia gospodarki na tory wojenne.

Zaraz po szczycie w Waszyngtonie oburzenie wywołało w Polsce kolportowane w mediach społecznościowych zdjęcie, spreparowane przez sztuczną inteligencję, pokazujące europejskich liderów siedzących potulnie na krzesłach w korytarzu w Białym Domu w oczekiwaniu na audiencję u Donalda Trumpa. Trzeba było skądinąd być bardzo nierozgarniętym, żeby nie dostrzec, że siedzący najbliżej Emmanuel Macron nie tylko nie jest do siebie podobny, lecz także ma trzy nogi. Cóż, AI bywa wciąż niedoskonała.

Jednak oburzenie było chybione, bo jakkolwiek ten akurat kadr był wytworem komputera, metaforycznie doskonale oddawał sytuację. Co więcej, nie był specjalnie odległy od prawdziwych już zdjęć ze spotkania w Gabinecie Owalnym, na których siedzący za prezydenckim biurkiem Trump otoczony jest wianuszkiem krzeseł, zajętych przez uczestników waszyngtońskiego szczytu: Wołodymyra Zełenskiego, Keira Starmera – premiera Wielkiej Brytanii, Friedricha Merza – kanclerza Niemiec, Giorgię Meloni – premier Włoch, Emmanuela Macrona – prezydenta Francji, Alexandra Stubba – prezydenta Finlandii, a także Ursulę von der Leyen – przewodniczącą Komisji Europejskiej oraz Marka Ruttego – sekretarza generalnego NATO. Kadry z tego spotkania doskonale ilustrują hierarchię.

Gdzie natomiast musiałby usiąść Władimir Putin, gdybyśmy mieli go umieścić w tej metaforycznej hierarchii? Być może na niewielkim podwyższeniu, jeszcze za plecami Trumpa i wyżej od niego? Dlaczego tam? Ponieważ w tej rozgrywce na razie to Rosja rozdaje karty.

Traktowani jak przedmiot

Gdy Donald Trump jeszcze w kampanii wyborczej w 2024 r. zapowiadał, że zakończy wojnę na Ukrainie w 24 godziny, jasne było, iż uda mu się to (i to raczej nie w 24 godziny)tylko o tyle, o ile Moskwa uzna, że jej się to opłaca. Po wygranej Trumpa ostrzegałem, że emocjonalny i raczej infantylny entuzjazm, przejawiający się oklaskami części posłów PiS na sali polskiego Sejmu, jest mocno nietrafiony. Nie tylko dlatego, że był po prostu niestosowny i wskazywał na lenny stosunek klaszczących do USA, lecz także dlatego, że konsekwencją zwycięstwa Trumpa mogła być narastająca presja na Polskę ze strony Waszyngtonu, aby naraziła swoje bezpieczeństwo, biorąc udział w jakiejś formie zabezpieczenia rozejmu bądź zawieszenia broni, a może nawet pokoju na Ukrainie. Ten temat właśnie wraca, a my jesteśmy traktowani bardziej jak przedmiot niż podmiot.

Artykuł został opublikowany w 35/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także