Stacja TVN24 podała, że w nocy z wtorku na środę skradziono samochód należący do rodziny premiera Donalda Tuska. W sprawę zaangażowano policję oraz służby specjalne. Jak się okazuje, lexus został namierzony przez funkcjonariuszy już kilka godzin od nocnej kradzieży spod domu szefa rządu w Sopocie. "Policjanci zdecydowali się na organizację pułapki, licząc, iż na miejscu pojawią się złodzieje" – czytamy.
– W przypadku auta premiera nie muszą to być zuchwali przestępcy. Nie możemy jednak wykluczyć działalności obcych służb, które chciały zakomunikować, że obserwują premiera i mogą mu osobiście zaszkodzić – powiedział anonimowo jeden z policjantów.
Policja szuka złodziei
– Policjanci z Sopotu o godz. 7:40 otrzymali zgłoszenie o kradzieży pojazdu marki Lexus. Na miejsce skierowana została grupa dochodzeniowo-śledcza. Policjanci zabezpieczyli nagrania z kamer monitoringu, ślady mogące mieć znaczenie dowodowe oraz przeprowadzili rozmowy z osobami, które mogły mieć informacje o zdarzeniu. Dzięki szybkiemu rozpoznaniu i skutecznej pracy operacyjnej pojazd został odnaleziony już po kilku godzinach od zgłoszenia na jednym z parkingów w Gdańsku – poinformowała w rozmowie z portalem trojmiasto.pl Karina Kamińska, oficer prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Policja wciąż szuka złodziei. Trwają czynności procesowe. Równolegle funkcjonariusze koncentrują się na ustaleniu tożsamości i zatrzymaniu sprawcy tego przestępstwa.
Według ustaleń mediów, Lexus RX 450h (model AL20) należy do żony premiera – Małgorzaty Tusk. Auto warte jest obecnie około 150 tys. złotych.
Dom premiera w Sopocie, podobnie jak willa w Warszawie, w której na co dzień przebywa, jest pod ochroną Służby Ochrony Państwa (SOP). Dlatego – zdaniem TVN24 – kradzież auta Tusków może się odbić na funkcjonariuszach, a także ich przełożonych.
Czytaj też:
"Działanie na szkodę państwa polskiego". Tusk zamieścił wpis z samego rana
