Według ambasadora USA przy OBWE Michael Carpenter Rosja zwiększyła stan liczebny swoich oddziałów przy granicy z Ukrainą. Jeszcze kilka tygodni temu mówiło się o ponad 100 tys. żołnierzy. Jak twierdzi Carpenter, obecnie rosyjskie oddziały liczą już prawie 200 tys. osób.
W piątek w Doniecku doszło do eksplozji samochodu-pułapki. Amerykańscy i ukraińscy politycy odczytali to jako prowokację mającą dać Kremlowi pretekst do zaatakowania Ukrainy.
"Demobilizujące podejście"
Jacek Saryusz-Wolski podziela amerykański punkt widzenia na sytuację wokół Ukrainy. Według niego, sytuacja dąży do wybuchu otwartego konfliktu. Nie oznacza to jednak, że tak w istocie musi się stać.
– Raczej powinniśmy spodziewać się ataku Rosji na Ukrainę niż liczyć na to, że go nie będzie. Takie podejście mają Stany Zjednoczone i ja się do niego przychylam – stwierdził polityk na antenie Polskiego Radia 24.
– Opieranie się na scenariuszu francusko-niemieckim który mówi o tym, że wojny nie będzie, prowadzi do sytuacji, w której gdyby nastąpił atak, bylibyśmy do niego mniej przygotowani. To podejście jest demobilizujące, choć uważam iż Putin zachowuje obie opcje otwarte – podkreślił europoseł.
Saryusz-Wolski odniósł się także do dyplomatycznej ofensywy zachodnich polityków, którzy w ostatnich kilkunastu dniach odbyli szereg spotkań. Zachód stara się rozwiązać ukraiński kryzys przy pomocy negocjacji. Na razie jednak nie udało im się odwieść Władimira Putina od zaostrzania sytuacji na granicy z Ukrainą.
– Ważne w tym kontekście jest też to, by powiedzieć, że nikt nie upoważniał Scholza i Macrona, by w Moskwie handlowali bezpieczeństwem Ukrainy. Sami Ukraińcy tak to interpretują. Z zadowoleniem natomiast należy przyjąć działania USA, nastąpiła właściwa korekta polityki – ocenił europoseł.
Czytaj też:
Saryusz-Wolski: Putin ma cały czas dwie opcje otwarteCzytaj też:
Saryusz-Wolski wskazał słaby punkt w podejściu USA do Rosji