Istotę tej sprawy dobrze ujął w dwóch zdaniach Ron DeSantis, gubernator Florydy, który jest dziś głównym rywalem Trumpa w Partii Republikańskiej. „Raport Durhama potwierdził to, co już wiedzieliśmy: instytucje federalne używane jako polityczna broń sprokurowały nieistniejący spisek na linii Trump – Rosja. To przypomina nam, że trzeba posprzątać w tych instytucjach, ponieważ nie zostały one pociągnięte do odpowiedzialności za to bezczelne nadużycie władzy” – skwitował DeSantis.
Mowa o opublikowanym w zeszłym tygodniu raporcie Johna Durhama, „specprokuratora”, który w 2019 r. został poproszony przez ówczesnego prokuratora generalnego Williama Barra o wyjaśnienie, jak FBI prowadziło postępowanie w sprawie rzekomych kontaktów sztabu Trumpa z Rosjanami. Zarzuty, kolportowane wówczas w amerykańskich mainstreamowych mediach, sprowadzały się do jednego: zdrajca Trump chodził na pasku Rosji i dogadywał się z Kremlem, by wyeliminować swoją kontrkandydatkę.
Śledztwo FBI nazwane zostało „Crossfire Hurricane”. John Durham nie zostawił na nim w swoim raporcie suchej nitki. Najcięższy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.