Ostry wpis Millera o aborcji. "Życzę posłankom i innym politycznym gwiazdom z PiS..."

Ostry wpis Millera o aborcji. "Życzę posłankom i innym politycznym gwiazdom z PiS..."

Dodano: 
Leszek Miller, były premier
Leszek Miller, były premier Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Europoseł Leszek Miller w mocnych słowach skrytykował działania służb, które interweniowały w krakowskim szpitalu. Chodzi o sprawę pani Joanny, która przerwała ciążę, używając tabletek wczesnoporonnych.

Historia pani Joanny została opisana przez serwis "Fakty". Jak wynika z informacji podanych przez dziennikarzy, do sytuacji doszło w Krakowie. W materiale, który we wtorek pokazano na antenie TVN, opowiedziano jak kobieta, która miała przerwać ciążę z powodu zagrożenia życia lub zdrowia, była jeszcze w szpitalu przesłuchiwana przez policję.

"Życzę wszystkim paniom posłankom i innym politycznym gwiazdom z PiS, żeby choć przez chwilę wyobraziły siebie w sytuacji pani Moniki (chodzi o panią Joannę, złe imię to prawdopodobnie pomyłka polityka - red.) – że stoją nad nimi policjanci, każą się rozebrać do majtek i mimo widocznego krwawienia każą im robić przysiady i kasłać..." – komentuje doniesienia mediów europoseł Leszek Miller.

twitter

"Może wtedy do tych zakutych łbów dotarłoby jakie skutki dla życia zwykłych ludzi mogą wywołać ich nieludzkie decyzje" – dodaje były premier.

Interwencja policji w szpitalu

Jak podają "Fakty", pani Joanna wzięła tabletkę wczesnoporonną, po zażyciu której poczuła się źle psychicznie i fizycznie i z tego powodu zadzwoniła do swojej lekarki. Kiedy udała się do szpitala, miała tam na nią czekać nie tylko pomoc lekarska, ale także policja.

Do gabinetu ginekologa miały z kobietą wejść funkcjonariuszki policji, które przesłuchiwały panią Joannę. – Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?!" – relacjonuje kobieta, w rozmowie z "Faktami".

Cytowany przez TVN lekarz ze szpitalnego oddziału ratunkowego twierdzi, że funkcjonariusze mieli wypytywać o telefon i laptopa pacjentki, które ostatecznie zabrano kobiecie. "Policjant oświadczył, że został on »zabezpieczony na protokół zatrzymania« i poprosił o to, aby nie utrudniać wykonywania ich czynności" – podaje serwis "Fakty".

Chodziło o zagrożenie życia kobiety?

Kobieta, w eskorcie policji, została następnie przewieziona do innego szpitala z oddziałem ginekologicznym.

"Krakowska policja, proszona o odpowiedź, dlaczego podjęto interwencję i dlaczego przebiegała ona w taki sposób, odsyła do prokuratury. Prokuratura oświadczyła jedynie, że obecność funkcjonariuszy wynikała z konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego i że prowadzi śledztwo z artykułów mówiących o pomocy w aborcji i namowie do samobójstwa" – czytamy.

W rozmowie z "Faktami" pani Joanna przyznaje, że telefon do lekarki mógł brzmieć dramatycznie, ale zapewniała, że nie chce sobie nic zrobić.

Czytaj też:
"Dziecko otrute chemią, zaduszone w drogach rodnych". Kwaśniewski mocno o aborcji
Czytaj też:
Protesty po wyroku TK. Fotoreporterka "GW" usłyszała wyrok

Źródło: X / Fakty TVN
Czytaj także