W niedzielę 10 listopada na placu Czerwonym, pod budynkiem administracji obwodowej w Kursku, zebrało się kilkudziesięciu uchodźców z zajętej przez Ukraińców Sudży. Przesiedleńcy domagali się pomocy od państwa. Zażądali albo nowych mieszkań, albo wydania tzw. certyfikatów mieszkaniowych, pozwalających na zakup lub budowę nowego domu czy też mieszkania. Do zebranych wyszedł przedstawiciel administracji obwodowej do spraw polityki wewnętrznej Anatolij Drogan. Oskarżył protestujących o zorganizowanie „nielegalnej demonstracji” i domagał się wskazania „inicjatorów”. „Rozejść się!” – żądał. Uchodźcy nie dali się zastraszyć. „Nam wszystko jedno, gdzie zamarzniemy. Możemy zamarznąć na ulicy. Co za różnica, skoro i tak nie mamy domu?” – odpowiadali. Zakrzyczeli urzędnika, a jeden z demonstrantów rzucił w jego stronę: „A władze nie naruszają konstytucji?! Proszę odpowiedzieć!”.
Drogan tłumaczył, że w obwodzie panuje „reżim operacji kontrterrorystycznej”, który nie zezwala na masowe protesty. Jednocześnie argumentował, że przecież „trwa wojna”, a Rosja nie zapraszała wroga w swoje granice.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.