Lidia Lemaniak, DoRzeczy.pl: Panie doktorze, sondaże dla rządu premiera Donalda Tuska nie są łaskawe. Większość Polaków ocenia zarówno rząd, jak i samego premiera – mówiąc delikatnie – źle. Jakie są przyczyny takich ocen rządu?
Dr Bartłomiej Machnik: Przyczyn jest kilka. Nie pomaga na pewno pewien brak jasnej wizji strategii koalicji jako całości. Mam wrażenie, że społeczeństwo też zaczęło zauważać, że nie ma swoistej latarni, do której ten rząd chciałby zmierzać. Powoli sprawdzają się wszelkiego rodzaju domysły i teorie, które mówiły, że połączenie tych wszystkich partii na dłuższą metę nie będzie efektywne. Po prostu różnice programowe czy światopoglądowe będą destabilizować tę koalicję. Również ambicje liderów spowodują, że koalicja będzie miała duże problemy z perspektywy zewnętrznej i wewnętrznej. Także sam premier Tusk i jego powrót do pełnej władzy w Polsce nie jest tym samym, co kilka lat temu. Donald Tusk stał się trochę innym politykiem, który utracił to, co kiedyś było jego najmocniejszą stroną, czyli umiejętność słuchu społecznego i odczytywania oczekiwań, które funkcjonowały w społeczeństwie w danym momencie. Uważam, że też trochę animozje polityczne spowodowały, iż dla premiera istotniejszy jest proces rozliczania PiS niż działania prorozwojowe.
Wydaje się, że Polacy oczekują rozwoju.
Pamiętajmy o tym, że zmieniło się społeczeństwo. Dzisiaj Polacy są bardzo ambitni, oczekują dużych projektów rozwojowych, które również niejako będą wpływać na ambicje państwowe i narodowe. Rząd nie ma na to odpowiedzi.
Wspomniał pan o rozliczeniach PiS. One też chyba nie idą tak, jak oczekiwałby sam premier, jak i jego najtwardszy elektorat?
Tak, to prawda. Problem polega na tym, że przespano najistotniejszy moment polityczny, czyli pierwszy rok, kiedy rząd miał całkowicie inne poparcie społeczne i to właśnie wtedy rozliczenia byłyby efektywniejsze. Poza tym rząd generalnie wybrał złą strategię, bo jeżeli rzeczywiście chciał rozliczyć PiS, chociażby z perspektywy komisji śledczych, to powinni do nich pójść najlepsi politycy, czyli najbardziej merytoryczni, a poszli do nich tacy posłowie, dla których ważniejsze były setki telewizyjne czy nagrania na Tik-Tok. Efekt mógł być tylko taki, jaki jest.
Trwa serial pod tytułem rekonstrukcja. Zmiany mają nastąpić w przyszłym tygodniu. Oczywiście nie wiemy, jakie one będą, natomiast czy mogą w jakikolwiek sposób polepszyć oceny rządu?
Moim zdaniem nie. Jeżeli premier podczas prezentowania nowego rządu nie przedstawi pewnej wizji i strategii na najbliższy rok-dwa i nie przekona do tego społeczeństwa, to zmiana personaliów, czy połączenie ministerstw, naprawdę nie przyniesie efektu, który chyba jest oczekiwany, że nagle zapomnimy o wszystkich sprawach, które powodują, że ten rząd jest tak a nie inaczej odbierany. Potrzebna jest jasna, klarowna strategia i wysłanie sygnału do społeczeństwa, że koalicja podąża w tym samym kierunku i jest zdeterminowana, jest właśnie tą latarnię, o której już mówiłem. Jeżeli za rekonstrukcją nie pójdą te elementy, to uważam, że sama sztuka dla sztuki nie wystarczy.
"Rzeczpospolita" napisała o dość sensacyjnym scenariuszu czyli takim, że w 2026 roku mogłoby dojść do zmiany premiera. Uważa pan, że Donald Tusk ustąpi?
Jeszcze kilka miesięcy temu pewnie wszyscy by mówili, że jest to nierealny scenariusz, natomiast uważam, że sondaże, ale również ogólny klimat wokół premiera, powoduje, że będzie rosła wewnętrzna presja również na niego samego. Myślę więc, że scenariusz, w którym Donald Tusk ustępuje, jest realny przy założeniu, że w 2026 roku notowania rządu i samego premiera będą takie same, jak teraz albo gorsze. Pamiętajmy jednak o tym, że to nie będzie takie proste, ponieważ w PO nie ma polityka, który mógłby z pełną odpowiedzialnością zastąpić premiera. Mieliśmy już eksperyment z Ewą Kopacz i wiemy doskonale, że po prostu to nie wyszło. W KO nie ma polityka o tym samym ciężarze politycznym, co Donald Tusk.
Naturalnym kandydatem wydaje się Radosław Sikorski, choć podobno pod uwagę ma być też brany Rafał Trzaskowski.
Radosław Sikorski nie ma pełnego poparcia w partii, co na pewno byłoby problemem. Jeśli zaś chodzi o Rafała Trzaskowskiego, to mam wątpliwości, czy Rafał Trzaskowski odnalazłby się na funkcji premiera.
Rekonstrukcji rządu towarzyszą pewne napięcia, zwłaszcza ze strony Polski 2050. Donald Tusk powiedział, że wicepremiera z ugrupowania Szymona Hołowni nie będzie. Zgodnie z umową koalicyjną lider Polski 2050 w listopadzie utraci funkcję marszałka Sejmu. W takiej sytuacji Polska 2050 powinna mieć wicepremiera, czy nie?
Patrząc na to z perspektywy pewnej równowagi politycznej w koalicji, to pewnie byłoby to działanie najbardziej racjonalne. Jak pani wspomniała, od listopada Lewica będzie mieć teoretycznie marszałka Sejmu i wicepremiera, a Polska 2050 wyłącznie ministrów. Z perspektywy równowagi w koalicji, byłoby to racjonalne, natomiast z perspektywy politycznej jest to też pewien prztyczek w stronę Polski 2050 ze strony Donalda Tuska. Dużo w tym zasługi Szymona Hołowni, który wiedząc o tym, że zarówno on jako polityk, jak i jego partia walczą o byt polityczny, działał wprost z opozycją, co spowodowało, że napięcia są bardzo duże. Jeżeli rzeczywiście dojdzie do sytuacji, że rekonstrukcja zakończy się tym, że Polska 2050 nie otrzyma taki wicepremiera, to mam wrażenie, że konflikt będzie powoli eskalować i wychodzić już bardzo bezpośrednio na zewnątrz.
Polska 2050 ma jednak większy klub od Lewicy. Szymon Hołownia publicznie deklaruje, że w listopadzie ustąpi z funkcji marszałka Sejmu, ale już politycy Polski 2050 mówią inaczej – że marszałka Sejmu wybiera Sejm, że negocjacje trwają. Myśli pan, że jednak w listopadzie Szymon Hołownia może zawalczyć o to, żeby pozostać na stanowisku marszałka Sejmu i np. zostać wybrany głosami PiS, Konfederacji i Polski 2050?
Biorę taki scenariusz pod uwagę, ponieważ sam fakt wspólnego głosowania PiS i Polski 2050 nie jest już science fiction. To ma już miejsce i będzie miało miejsce. Szymon Hołownia walczy o swój byt polityczny i swoją niezależność, bo wie doskonale, że funkcja marszałka Sejmu w tej sytuacji jest jedynym urzędem, który da mu szansę zawalczyć o swoją niezależność. Szymon Hołownia nauczył się już trochę polityki i wie doskonale, że rozmowy zakulisowe ze wszystkimi stronami muszą mieć miejsce. Być może spotkania z prezesem Jarosławem Kaczyńskim i innymi politykami PiS, miały w swojej agendzie również kwestię głosowania związanego z marszałkiem Sejm. Jeżeli w tej kwestii nie dojdzie do porozumienia między koalicjantami, to biorę pod uwagę taką rozgrywkę, która będzie jeszcze bardziej destabilizować koalicję.
Biorąc pod uwagę napięcia w koalicji, jak i złe oceny rządu, to pana zdaniem rząd przetrwa do końca kadencji, czy jednak czekają nas przedterminowe wybory parlamentarne?
Jeżeli podczas rekonstrukcji czy w najbliższych miesiącach rząd nie pokaże jasnej wizji i strategii rozwoju Polski pod kątem gospodarczym, ekonomicznym, inwestycyjnym i nie przekona do niej społeczeństwa, a poza tym nie zahamuje wewnętrznych konfliktów, to kwestia przyspieszonych wyborów jest bardzo prawdopodobna. Jeżeli zaś wizja, o której powiedziałem, zostanie przekazana, a społeczeństwo do niej przekonane, to myślę, że do 2027 roku rząd jest w stanie funkcjonować. Trzeba pamiętać o tym, że funkcjonowanie w koalicji i rządzenie wiąże się również ze sporym bagażem apanaży, które zawsze motywują do porozumień, ale to musi wszystko się rozpocząć od wizji. Bez tego na dłuższą metę nie da się już rządzić.
Czytaj też:
Polacy tracą cierpliwość. Nowy sondaż przynosi fatalne wieści dla TuskaCzytaj też:
Hołownia pozostanie marszałkiem Sejmu? Tajemnicze słowa Gramatyki
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
