Prof. Krzysztof Ruchniewicz stracił stanowisko pełnomocnika MSZ do spraw polsko-niemieckiej współpracy społecznej i przygranicznej. W wydanym przez resort spraw zagranicznych komunikacie czytamy, że zajmowane przez niego stanowisko zostało zlikwidowane.
Rozczarowanie Niemiec
Decyzja polskiego ministra zaskoczyła Niemców. Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" pisze, że to kolejny krok ku pogorszeniu relacji z Berlinem, co może zaskakiwać, biorąc pod uwagę nadzieje, jakie niemieckie i brukselskie elity wiązały się z rządem Donalda Tuska.
"Sikorski likwiduje stanowisko pełnomocnika do spraw polsko-niemieckiej współpracy. Jego ministerstwo uzasadnia to lapidarnym stwierdzeniem, że chce «optymalizować procesy». W rzeczywistości nowy niemiecki pełnomocnik ds. (polsko-niemieckiej) współpracy, Knut Abraham, nie ma swojego odpowiednika. Podobnie jak jego poprzednik w czasach PiS” – pisze Viktoria Grossmann i dodaje, że "nic nie wyszło" z oczekiwanego polepszenia stosunków między oboma sąsiadami po okresie rządów Zjednoczonej Prawicy.
Dziennikarka zastanawia się, czy decyzja szefa polskiego MSZ była podyktowana obawą przed reakcją "głośnej" opozycji czy też miały na nią wpływ inne czynniki.
"A może MSZ po prostu wykorzystało okazję, aby pozbyć się niepopularnego tematu? Tematu, którym rząd najwyraźniej nie może teraz nic wygrać politycznie. Być może po prostu mniej, niż się spodziewano, interesują go dobre relacje z Niemcami. W Berlinie powinno się zadać pytanie, czy nie jest to również oznaką rozczarowania” – czytamy.
Grossmann jednoznacznie negatywnie ocenia likwidację stanowiska pełnomocnika, ponieważ było ono jedną z niewielu rzeczy, która, jak wskazała, odróżniała rząd koalicyjny od PiS i polskiej prawicy w ogóle. Zauważa jednak, że także po stronie niemieckiej brakuje odpowiedniej postawy. Wspomina w tym kontekście o polityce Berlina wobec niemieckich zbrodni w Polsce w czasie II wojny światowej oraz ekonomicznych nierównościach pomiędzy sąsiadami.
"I choć może to brzmieć wyczerpująco dla Niemców – i też niektórych Polaków – to wciąż chodzi o II wojnę światową. A nawet o Prusy i rozbiory Polski. Historia i pamięć mają w Polsce ogromne znaczenie. Często też przypomina się, że chociaż Polska przystąpiła do UE w 2004 roku, swobodę przepływu pracowników uzyskała dopiero w 2011 roku. Wiele rzeczy wciąż podsyca poczucie niższości i niesprawiedliwości" – wskazała.
Czytaj też:
Tertsch: W Polsce Tuska pod auspicjami Brukseli niszczona jest demokracjaCzytaj też:
"Reparacje dla Niemiec". Kolejna burza wokół szefa Instytutu Pileckiego
