Zareagowała na to nawet prowadząca program Agnieszka Gozdyra, jak najdalsza przecież od wspierania Karola Nawrockiego. Reakcja pana Mazurenki nie jest w najmniejszym stopniu zaskakująca dla nikogo, kto trzeźwo patrzy na sposób, w jaki Ukraińcy prowadzą politykę i w jaki funkcjonuje na Ukrainie życie publiczne. Trwa tymczasem w Polsce grupa patologicznych ukrainomanów, należących raczej do prawej strony, którzy wobec Ukrainy i Ukraińców wykazują jakiś zadziwiający syndrom sztokholmski: Agnieszka Romaszewska, Piotr Skwieciński, Piotr Zaremba, Wojciech Stanisławski – by wymienić tylko kilka najważniejszych nazwisk.
Ukrainofilia w Polsce ma dwie postaci – trudno orzec, która jest groźniejsza: klasyczną oraz przejawiającą się w ukrainomanii. Ta pierwsza to część politycznego rytuału. Skrajnie proukraińska postawa jest powiązana z określonym pakietem światopoglądowym i idzie w parze z demonstracyjną rusofobią. (Tę rusofobię przejawiają zresztą te same osoby, które roztkliwiały się nad gestem Andrzeja Wajdy, zapalającego w 2010 roku znicze na grobach czerwonoarmistów oraz zachwalały reset z Rosją, pilotowany przez pana Radosława Sikorskiego za czasów pierwszej Platformy.)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
