Już w najbliższy piątek, 15 lipca, na Alasce dojdzie do spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa z jego rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem. Tematem rozmowy ma być zakończenie wojny na Ukrainie. To pierwsze spotkanie obu przywódców od początku drugiej kadencji prezydenckiej Trumpa. W spotkaniu tym pokładane są ogromne nadzieje. Do tego wydarzenia odnieśli się w najnowszym programie "Antysystem" Paweł Lisicki i Wojciech Cejrowski.
Spotkanie Trump – Putin. Dlaczego Alaska?
Zdaniem Wojciecha Cejrowskiego, miejsce spotkania nie jest przypadkowe. – Czemu Alaska? Czemu spotykają się na Alasce? (…) To jest symbol. Amerykanie lubią symbole. Rosjanie też lubią symbole. Ameryka kupiła za pieniądze Alaskę od rosyjskiego cara, który sobie przyjechał na polowanie do Ameryki i sprzedał Alaskę. Mógł to zrobić. Trump chce kupić Grenlandię i odzyskać Kanał Panamski. I jeszcze kilka innych takich ruchów zrobić. Na ziemi. To jest pokaz. W związku z tym spotkaniem pisze się gęsto w amerykańskich mediach, że Ameryka kupiła Alaskę od Rosji. Trumpowi robi dobrze taka informacja, bo przedziera się do świadomości, że można coś kupić, ziemię, że ziemią się obraca – tłumaczył.
Dalej dziennikarz wskazywał, że przywódcy spotykają się na Alasce ponieważ chcą właśnie przypomnieć, że Rosja sprzedała tę ziemię za pieniądze i nie ma roszczeń. I w tym kontekście, mówił, podaje się inną informację: że Rosja sąsiaduje przez granicę ze Stanami Zjednoczonymi, przez Cieśninę Beringa. Kolejny argument, to że Putin nie będzie musiał przelatywać nad terytorium żadnym obcym terytorium. Cejrowski wyjaśnił również, dlaczego Donald Trump nie zdecydował się na organizację spotkania na terenie Federacji Rosyjskiej.
Ostrożny język Trumpa
Z kolei Paweł Lisicki na ostrożny język, jaki amerykański przywódca stosuje wobec Putina. – On nigdy nie użył określenia obraźliwego albo takiego, które uniemożliwiłoby prowadzenie normalnych negocjacji. Powiedział np. że zachowanie Putina go wkurza. Mnie też różne rzeczy mogą wkurzać, ale to nie jest dla kogoś obraźliwe – podkreślił.
– Używał wyłącznie takiego języka, który opisywał jego stan emocjonalny, ale nigdy nie deprecjonował drugiej strony uniemożliwiając normalne rozmowy – dodawał. Taką postawę redaktor naczelny zestawił z mocnymi słowami europejskich, w tym polskich przywódców.
