Oczywiście, rywale z PiS nie mogli nie podchwycić tak ładnie im podanej piłki, i od rana agregują spin: powodzianie nie dostali kasy, kostka masła kosztuje jak sztabka srebra, rachunki za gaz i prąd wysadzają oczy z głowy, a ci tutaj urządzają sobie iluminacje. Na dodatek gliwicki wypas urządzać miał pono z ramienia partii pan Pogłos-Kierwiński, który tak udolnie zarządza pomocą dla powodzian, że podlegli mu biurokraci nawet nie wypełniali i nie wysłali wniosków o pomoc do Brukseli.
Oczywiście, każdy przemawia do swojej bańki, każdy mobilizuje swój żelazny elektorat – na takim obecnie jesteśmy etapie. Rzecz w tym, że PO popełnia dokładnie ten sam błąd, który w ubiegłym roku zgubił PiS: mobilizuje własny elektorat w sposób, który jeszcze bardziej mobilizuje elektorat przeciwnika. Mówiąc ściśle, PO znalazła na to aż dwa sposoby.