Kiedyś, dawno, dawno temu, tak dawno, że najstarsi ludzie nie pamiętają, a cóż dopiero ludzie młodzi, nowi, ci, którzy ledwo zdążyli życia publicznego liznąć, Donald Tusk był liberałem i konserwatystą. Sprzeciwiał się potępieniu generała Franco i w stronę chrześcijańskiej tradycji zerkał, radykalnych reform państwa nie wykluczał i o niewydolności systemu III RP opowiadał. Jednak czas mija nieustannie, słońce to wschodzi, to znów zachodzi, co wykrył Kohelet, a łaska ludu, a na pewno łaska plebsu europejskiego, na pstrym koniu jeździ i Tusk porzucił niewczesny konserwatyzm, nową twarz przybrał, świeży uśmiech doczepił i jakby nigdy nic gładkim, troszkę tylko przypudrowanym liczkiem uwodzić zaczął. Ogłosił, że już przed proboszczem nie uklęknie, znaki dawać zaczął, że Kościół to pasożyt, a religia – niepotrzebne zgoła brzemię, które zdrowy duch przedsiębiorczości tłumi i ogranicza.
Jakby tego jeszcze było mało, Tusk – niepomny swych dawnych zaściankowych i zacofanych, co się zowie, poglądów – ostatnio inną jeszcze maskę przybrał i nieznanym zapałem zapłonął. On ci to jest, okazuje się, tym, który tutaj nad Wisłą o prawa gejów wystąpił. On to stał się pierwszym premierem niepodległej Rzeczypospolitej, który na słowa uznania samego posła Biedronia zasłużył. – Wykluczam w Platformie taką postawę – skoro ja jestem hetero, to homo nie powinni mieć uprawnień – ogłosił.
Zastanawiam się tylko, czy dla ważkich tych słów dobrą wybrał sobie premier widownię. Czy zadbał, żeby dotarły do Brukseli, by zadźwięczały w uszach radosnym dźwiękiem w Berlinie, by perliście potoczyły się z ekranów w Paryżu? Czy dopilnował, by świat cały zobaczył, jakiego postępowego, wrażliwego, całym sercem oddanego prześladowanym mniejszościom premiera ma Polska? Boję się, że nie. Że z wrodzonej skromności o tym zapomniał. Że zamiast zadbać, by ową jego duchową przemianę dostrzegł cały świat i cały świat uradował się tym, że z przebrzydłego, ciemnego Sarmaty narodził się Europejczyk polski, Tusk słowa te tylko w walce wewnętrznej wykorzystał, do rozgrywek z przeciwnikami ograniczył.
A przecież dzięki takim deklaracjom, przyznają Państwo, nie tylko premier mógł kilka solidnych klepnięć od ważnych ludzi Europy w nagrodę otrzymać, ale i Polacy mogliby zyskać. Wreszcie przestano by na nich spode łba, podejrzliwie, grymaśnie spoglądać, wreszcie przyjęto by ich na salonach, wreszcie trochę pogłaskano.
Przeto apeluję – dość fałszywej skromności. Pora pokazać światu, że Polacy też umieją być nowocześni i że mają premiera, co to pola nie ustąpi ani Niemcom, ani Anglikom, ani Francuzom. Premiera na miarę Europy.