"Jest niedaleko prawdy. USA mogą zakończyć konflikt". Pieskow reaguje na słowa Trumpa

"Jest niedaleko prawdy. USA mogą zakończyć konflikt". Pieskow reaguje na słowa Trumpa

Dodano: 
Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla
Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla Źródło: PAP/EPA / SHAMIL ZHUMATOV / POOL
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow uważa, że słowa Donalda Trumpa o zakończeniu wojny są bliskie prawdy.

"Jeśli byłbym prezydentem, wojna Rosji z Ukrainą nigdy nie miałaby miejsca i nawet teraz, gdybym był prezydentem, mógłbym wynegocjować zakończenie tej koszmarnej i szybko eskalującej wojny w ciągu 24 godzin. Takie tragiczne marnowanie ludzkiego życia!" — napisał były prezydent USA na portalu społecznościowym Truth Social.

Z kolei w czwartek Donald Trump skrytykował zachodnią pomoc wojskową dla Ukrainy, przekonując, że "najpierw przyjadą czołgi, a potem bomby atomowe". Nawiązał w ten sposób do decyzji prezydenta USA Joe Bidena o dostarczeniu Ukrainie 31 czołgów Abrams.

Pieskow: Pan Trump nie jest daleki od prawdy

Do opinii Trumpa odniósł się rzecznik Kremla. "Chyba pan Trump nie jest daleki od prawdy. Prezydent USA mógłby rzeczywiście — gdyby chciał — zakończyć ten konflikt, zrobić to bardzo szybko, wykorzystując swoją zdolność do faktycznego wydawania poleceń reżimowi w Kijowie. Wystarczy dyrektywa dla kijowskiego reżimu z Waszyngtonu, by wszystko się skończyło. Na pewno nie w jeden dzień, nie w dwa. Ale klucz do kijowskiego reżimu jest w dużej mierze w rękach Waszyngtonu. Jednocześnie widzimy, że obecny lider Białego Domu nie chce użyć tego klucza, przeciwnie, wybiera drogę dalszego "pompowania" broni do Ukrainy" – powiedział Dmitrij Pieskow, którego słowa cytuje rosyjska agencja informacyjna TASS.

Rzecznik Władimira Putina podkreśla, że zgadza się ze słowami Trumpa "w tym sensie, że rzeczywiście mamy do czynienia z eskalacją napięcia". – Eskalacja napięć odbywa się ze względu na decyzje, które zapadają przede wszystkim w Waszyngtonie i pod presją Waszyngtonu w stolicach europejskich – podkreślił Pieskow.

Dla Rosji wojna to "specjalna operacja wojskowa"

Rosja nie nazywa swoich działań przeciwko Ukrainie wojną, lecz "specjalną operacją wojskową" i domaga się od Kijowa "demilitaryzacji i denazyfikacji" kraju, a także uznania zaanektowanego w 2014 r. Krymu za rosyjski.

Po nieudanej próbie zdobycia Kijowa na początku wojny, siły rosyjskie skoncentrowały się na przejęciu pełnej kontroli nad obwodami ługańskim i donieckim, które razem tworzą region nazywany Donbasem. Jego część była już kontrolowana przez wspieranych przez Moskwę separatystów, zanim Putin rozkazał swoim oddziałom zaatakować całą Ukrainę.

Rosyjska inwazja to kolejny etap konfliktu, który trwa od 2014 r. Wojnę poprzedziła rewolucja na Majdanie oraz tzw. kryzys krymski, który doprowadził do aneksji półwyspu przez Rosję.

Czytaj też:
"Najpierw czołgi, potem bomby atomowe". Trump krytykuje pomoc dla Ukrainy

Źródło: CNN / TASS
Czytaj także