W niedzielę Lech Wałęsa wystąpił na konwencji Koalicji Obywatelskiej w Warszawie. Z jego ust padły haniebne słowa o Kornelu Morawieckim, który w ubiegłym tygodniu zmarł. – Środek stanu wojennego, atakują nas z każdej strony. A on sobie, kozak, Solidarność Walczącą zakłada! Co to jest proszę państwa? To jest zdrada! Zdrajca – powiedział były prezydent.
Grzegorz Schetyna tłumaczył na konferencji prasowej w poniedziałek, że wystąpienie Wałęsy trwało 15-20 minut, a fragment o Kornelu Morawieckim to "dosłownie kilka zdań". Przyjęcie wystąpienia prezydenta Lecha Wałęsy było zdystansowane, w porównaniu do innych relacji w sali Global Expo – mówił lider PO.
Czytaj też:
Oklaski dla Wałęsy na konwencji KO. Schetyna się tłumaczy
Łukasz Warzecha ocenił, że wystąpienie byłego prezydenta Lecha Wałęsy na konwencji KO ma znaczenie na ostatnim etapie kampanii. – Już szczególnie biorąc pod uwagę sprzeczne interesy dwóch obozów politycznych. PiS rozgrywało całą kampanię na polaryzacji i różnych punktach zaczepienia swoich przeciwników. W ostatnim czasie tych punktów brakowało, stąd zapewne wypuszczenie nagrań Sławomira Neumanna przez rządowe media, bo o coś się trzeba było zaczepić. Natomiast PO starała się tych punktów nie dać, stąd ta kampania dosyć niemrawa – tłumaczył.
Zdaniem publicysty "Do Rzeczy" chodzi już wyłącznie o mobilizację lub demobilizację wyborców. – Widać po wystąpieniach Jarosława Kaczyńskiego, że to duży problem dla PiS. Wtedy wjeżdża na białym koniu Lech Wałęsa, który wygłasza na konwencji wyborczej, i to przełożonej o jeden dzień ze względu na pogrzeb Kornela Morawieckiego, swoje słowa o marszałku seniorze jako zdrajcy. Dla mnie to sytuacja z pogranicza Monty Pythona – ocenił.