Nie sprawdził się Pana czarny scenariusz, mówiący, że po wyborach prezydenckich strona przegrana będzie je podważać, dojdzie do potwornej awantury, wręcz chaosu. Tymczasem protesty jakieś są, ale podważania samego wyniku nie ma?
Prof. Antoni Dudek: Faktycznie scenariusz ten się nie sprawdził, ale z prostego powodu – różnica między Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim była większa, niż się początkowo wydawało. Gdyby wyniosła poniżej 50 tysięcy, wówczas faktycznie protesty byłyby dużo ostrzejsze. Proszę zwrócić uwagę, że w drugiej turze była znacznie większa liczba głosów nieważnych.
No tak, ale ciężko postawić tezę, że doszło do fałszerstw?
Oczywiście – najprawdopodobniej najczęściej dochodziło do sytuacji, w której ktoś zwyczajnie pomylił się, na przykład stawiając krzyżyk przy Trzaskowskim, a potem „poprawiał” stawiając krzyżyk przy Andrzeju Dudzie i odwrotnie. Były też przypadki wrzuconych pustych kart do głosowania, a więc pewnie przez wyborców, którzy do ostatniej chwili wahali się, a w końcu postanowili, że nie poprą nikogo.
Nie można chyba też wykluczyć, że część wyborców oddała świadomie nieważny głos, nie identyfikując się z żadnym z kandydatów?
Taka ewentualność też wchodzi w grę. Zresztą ja od lat mówię, że powinno się wprowadzić na karcie do głosowania dodatkową rubrykę – „ŻADEN Z POWYŻSZYCH”, gdzie wyborca nieprzekonany do żadnego kandydata mógłby wyrazić swój pogląd w ten sposób. To nie byłyby głosy ważące. Ale powiedziałyby nam wiele o nastrojach społecznych.
Przed wyborami pojawiła się teza, że jeśli wygra Rafał Trzaskowski, to paradoksalnie umocni to PiS, bo Jarosław Kaczyński pójdzie na wcześniejsze wybory, będzie liderem potężnej opozycji, a jego partia będzie skutecznie punktować rząd i za cztery lata wróci po większość konstytucyjną. A z kolei w razie wygranej Andrzeja Dudy pęknięcia i konflikty w obozie Zjednoczonej Prawicy wyjdą na pierwszy plan i obóz ten upadnie. Wariantu z wygraną Trzaskowskiego nie przetestujemy, ale czy ostatnie spory w partii rządzącej nie są sprawdzeniem się tego drugiego scenariusza?
Na pewno pewne pęknięcia, konflikty i spory w obozie władzy były skrzętnie skrywane do czasu ogłoszenia wyniku wyborów prezydenckich. Przykładem była krytyka w telewizji premiera Morawieckiego za reklamy rządowe w nieprzychylnych władzy gazetach. Proszę zwrócić uwagę, że ta krytyka bardzo szybko ucichła. Wydaje mi się, że prezes Kaczyński wciąż trzyma to twardą ręką i nie pozwoli na eskalację konfliktów, ale zobaczymy, co będzie dalej. Na ten moment otwarte pytanie jest to, co dalej z partią Jarosława Gowina. Aby pozbyć się Porozumienia PiS musi jednak poszerzyć koalicję o kilku posłów spoza Zjednoczonej Prawicy. Spodziewam się też ofensywy w Senacie – Jarosława Kaczyńskiego bardzo boli to, że proces legislacyjny jest przez Senat spowalniany, dlatego mogą być podejmowane kroki w kierunku „odwojowania” Izby Wyższej.
A Zbigniew Ziobro? Mówiło się, że marzy o zmianie premiera.
On będzie musiał długo poczekać. Ma owszem osiemnastu swoich posłów, ale doskonale pamięta, jak skończyły się jego próby samodzielnej działalności politycznej. Będzie raczej po cichu się czaił. A więc na razie wszelkie konflikty zostaną wyciszone. Jednak fakt – w perspektywie długoterminowej obóz rządowy czekają bardzo poważne wstrząsy. Wynikać one będą nie tylko dlatego, że w drugiej kadencji rządzący zawsze mają pod górkę, ale też dlatego, że czeka nas poważne spowolnienie gospodarcze. Więc te spory będą się nasilać. To jednak kwestia nie najbliższych tygodni, ale kolejnych lat. Warto też zwrócić uwagę na bardzo ważną rzecz.
Jaką?
Chodzi o wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla Polskiej Agencji Prasowej. Prezes PiS wyraźnie mówił, że na żadną emeryturę teraz się nie wybiera. Był to wyraźny sygnał także do polityków Zjednoczonej Prawicy.
Po wyborach pojawiły się tezy o totalnym pęknięciu Polski. I faktycznie jest tak, że jedni triumfują, inni mówią o wyjeżdżaniu z Polski. Czy nie jest jednak tak, że tak naprawdę podzieleni jesteśmy na trzy części?
Zgadzam się, że nie ma pełnego podziału na dwie części, że sporą grupę stanowią Polacy, którzy w pierwszej turze wyborów głosowali na innych kandydatów, niż Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski. Sam elektorat Trzaskowskiego nie jest spójny, bo składa się z tych, którzy poparli go w pierwszej turze, i na tych, którzy nie chcieli poprzeć prezydenta stolicy, ale przed drugą turą uznali, że bliżej mu do niego, niż do prezydenta Andrzeja Dudy.
I ostatnia kwestia – czy w kolejnej kadencji Andrzej Duda będzie prezydentem stawiającym na niezależność od własnego obozu politycznego, czy przeciwnie, będzie starał się podkreślić związki z twardym elektoratem, który zapewnił mu reelekcję?
Na pewno nie interpretowałbym żadnych obecnych działań głowy państwa w kategorii większej bądź mniejszej niezależności w kolejnej kadencji. Prawdziwy test dopiero przed prezydentem. Będzie nim na przykład pochylenie się nad projektem zmian w mediach. Albo Andrzej Duda poprze repolonizację, albo ten proces będzie hamował. Równolegle będzie kwestia zmian w rządzie, gdzie albo prezydent będzie pasywny, albo będzie jakąś rolę próbował odgrywać. Być może będzie kilka kontrowersyjnych ustaw, które będzie blokować.
Ale prezydent nie będzie mógł się raczej odciąć od obozu, z którego się wywodzi?
Oczywiście, że Andrzej Duda doskonale wie, dzięki komu został prezydentem. Nie może się odciąć od swojego obozu, to byłoby zresztą absurdalne. Może natomiast być trochę bardziej niezależny, bardziej zdecydowanie podkreślać swoją podmiotowość w relacjach z partią rządzącą. Szanse na to oceniam 50 na 50 procent.
Czytaj też:
Ks. Isakowicz-Zaleski: Zaskoczył sojusz PiS z liberałami i skrajną lewicą
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.