Problem ten wiąże się z atakami na polski węgiel, który jest jedynym stabilnym nośnikiem energii wykorzystywanym w ciężkich zakładach przemysłowych oraz elektrowniach. Politykę wygaszania źródeł kopalnych zapoczątkował de facto Donald Tusk, akceptując w marcu 2014 roku unijny plan dekarbonizacji energetyki do 2050 roku. Owocem tej decyzji jest to, że – zamiast budować elektrownie węglowe – zaczęliśmy przestawiać się na gaz. Warto przypomnieć, że już w 2022 roku kończy się umowa z Rosją na dostawy tego surowca. Utopijna agenda UE pod postacią pakietu klimatycznego, który uderza w naszą suwerenność energetyczną, daje Putinowi dodatkowe narzędzie do kontynuowania prób szantażu gazowego. Za rozwiązaniem, które opisałem, optowali czołowi politycy Platformy Obywatelskiej ze wspomnianym „królem Europy” na czele.
Jeden z liderów opozycji i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski najwyraźniej kontynuuje te tradycje, czego dowodem jest fakt, że otwarcie promował on ideę utworzenia rurociągu gazowego Nord Stream 2. Co więcej, zaświadczył o tym publicznie na antenie Telewizji Polskiej. Z kolei premier Mateusz Morawiecki od początku zwracał uwagę na szkodliwość tej inicjatywy, określając ją wprost mianem szantażu gazowego w wykonaniu Władimira Putina. Chociaż Rafał Trzaskowski kreuje się na postępowego polityka, takiego wręcz „europejskiego”, niezbyt radzi sobie z własnymi problemami jako włodarz stolicy. Nieudolne rządy maskuje m.in. poprzez ataki na partię rządzącą i katolików, co najlepiej obrazują obraźliwe banery ze słynnymi ośmioma gwiazdkami. Hipokryzja Trzaskowskiego objawiła się również w niedawnym oskarżeniu władzy i PGNiG o drastyczne podwyżki gazu, które uderzyły w mieszkańców lokali komunalnych. Jednak to nie spółka skarbu państwa odpowiada za ten stan rzeczy, a... sam Rafał Trzaskowski, który zapomniał dopełnić niezbędnych formalności. Wyjaśniła mu to dosadnie minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, wskazując, że prezydent nie zgłosił mieszkań komunalnych jako gospodarstw domowych – te są objęte taryfą i niższymi stawkami.
Atak hybrydowy jako preludium
Najważniejszym wydarzeniem 2021 roku z punktu widzenia bezpieczeństwa militarnego oraz energetycznego Polski był niewątpliwie atak hybrydowy na granicy z Białorusią przeprowadzony przez Putina w porozumieniu z Łukaszenką. Był to akt tym bardziej obrzydliwy, że zostali do niego wykorzystani imigranci z Bliskiego Wschodu w formie broni demograficznej. Ci biedni ludzie zdecydowali się na ten krok zwodzeni propagandą służb i obietnicą lepszego życia na Zachodzie. Agresja informacyjna, której zostaliśmy poddani, podzieliła społeczeństwo i doprowadziła nawet do takiej sytuacji, że zaburzony człowiek pełniący służbę na granicy przeszedł na stronę wroga, po czym wsparł obcy reżim, udzielając wywiadów w tamtejszych mediach.
Wszystkie wymienione wyżej działania są elementem presji, jaką Rosja wywiera na Europę Zachodnią w celu zrealizowania projektu Nord Stream 2. Co ciekawe, unijni politycy, którzy publicznie odżegnują się od imperialnych zapędów Putina, często zapewniają sobie stanowiska w rosyjskich koncernach gazowych. Najlepszy przykład dotyczy byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera, który sprawuje obecnie intratne stanowisko w Gazpromie. W ramach podsumowania warto przytoczyć słowa szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa, który powiedział, że kraje bałtyckie nie są niepodległe ani niezależne, tylko... bezpańskie. Po usłyszeniu takiej deklaracji należałoby się zastanowić, czy mocarstwowe plany naszego wschodniego sąsiada nie zmaterializują się już w 2022 roku.
Robert Zawadzki jest dziennikarzem Telewizji Trwam. Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.