Dziennikarze zapytali Łukaszenkę, jak ocenia prawdopodobieństwo, że Białoruś będzie zmuszona zaangażować się w działania wojenne. Jak powiedział białoruski przywódca, nie bierze takiej ewentualności pod uwagę, ponieważ "nie ma takiej potrzeby i nie będzie takiej potrzeby".
– Powiedziałem kiedyś, że Rosja potrzebuje takiej Białorusi – cichej i spokojnej, która spełnia swoje zadanie. Nie będę zdradzał szczegółów – stwierdził.
Białoruś nie chce wojny
Łukaszenka wskazał, że jeśli Białoruś przystąpi do wojny, to jej żołnierze będą musieli zamknąć front o długości kilku tysięcy kilometrów. – Mamy około 1500 kilometrów granicy z Ukrainą i kolejne 1500–3000 kilometrów w kierunku bałtyckim, w kierunku Polski. Ty i ja będziemy musieli zamknąć ten front, jeśli przystąpimy do wojny. Czy damy radę? Nie damy rady – mówię wam. Czy chcemy problemów? Nie chcemy. To jest druga rzecz. A pierwsza to to, że może Ukraina, tak jak dzisiaj Rosja, będzie kiedyś potrzebowała Białorusi – powiedział.
Jego zdaniem, "najłatwiej będzie jutro ustawić Iskandera na miejscu, wsadzić w niego rakietę i wysoce precyzyjna broń poleci do Kijowa”.
– To najłatwiejsze, ale trzeba liczyć się z konsekwencjami. Nie zapominajcie, że połowa naszego kraju znajduje się w promieniu 100 kilometrów od Kijowa, łącznie z Rafinerią Mozyr, która na szczęście jest modernizowana i pracuje bez zakłóceń – powiedział.
Sprzeczne doniesienia
Pod koniec marca Aleksandr Łukaszenka odwiedził poligon wojskowy w obwodzie grodzieńskim, przy granicy z Litwą, gdzie stacjonuje jeden z batalionów czołgowych. Przywódca Białorusi odbył tam rozmowę z jednym z dowódców. Mówili o hipotetycznym zdobyciu korytarza suwalskiego.
– Aleksandr Łukaszenka wykorzystał okazję, by udać się na granicę z Litwą w celu "inspekcji batalionu czołgowego" i przesłać kilka komunikatów pod adresem sąsiadów z państw bałtyckich i Polski – stwierdziła w rozmowie z PAP Anna Maria Dyner, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Czytaj też:
"Byliśmy zmuszeni". Putin tłumaczy się ŁukaszenceCzytaj też:
Putin zadzwonił do Łukaszenki. "Poprosił o pomoc"