Im dłużej myślę nad kolejnymi wypowiedziami Papieża Franciszka, szczególnie odkąd ich lajtmotywem stali się uchodźcy i imigranci, otwarcie na pierwszych i uległość drugim, tym bardziej widzę tylko dwie możliwości.
Pierwsza, łatwiejsza i narzucająca się odruchowo: ten Papież, delikatnie mówiąc, nie dorasta intelektualnie do swoich wielkich poprzedników. Zamiast rozumować w rygorystycznych kategoriach doktryny wiary ulega emocjom. Ma też kłopoty z precyzyjnym formułowaniem swych myśli, przez co nieustannie daje wrogom Kościoła możliwość konfundowania katolików wyrwanymi z kontekstu cytatami Jego wypowiedzi – tym łatwiejszego, że nawet tam, gdzie rzeczy wydają się w świetle Ewangelii i Katechizmu absolutnie oczywiste, zwykł uciekać od kategoryczności, owijając nauczanie Kościoła w bawełnę tak bardzo, iż graniczy to z wycofywaniem się z niego.
Możliwość druga: mamy wszyscy przerąbane znaczne bardziej, niż sobie to ktokolwiek wyobraża, ale my tego jeszcze nie wiemy – a On już tak.
Za możliwością pierwszą przemawia wiele argumentów, z których większość pojawiała się już w moich tekstach i nie chcę nabijać objętości ich powtarzaniem. Co i raz liberalno-lewicowe media w całej Europie, i u nas także, z radością okładają po łbach znienawidzonych katoli jakimś cytatem – o, widzicie, to wasz Papież tak mówi, i jak teraz wyglądacie, religiancka ciemnoto?! Gołym okiem widać było, że takie też było i jest ich oczekiwanie wobec ŚDM. Żeby Papież utarł nosa Kościołowi polskiemu i jego hierarchom (judzić przeciwko Kościołowi Papieżem – to trzeba być naprawdę wytrawną propagandową zdzirą, ale z takimi właśnie mamy do czynienia), żeby zrugał wiernych – no, a gdyby jeszcze pojechał po PiS-ie i żeby tak jeszcze pisowsko-kościelna organizacja tej wielkiej imprezy jakoś nawaliła, to na Czerskiej i Wiertniczej byłby już pełny orgazm. Na razie, hasło przewodnie, w ślad za bratnimi mediami niemieckimi: „liberalny Papież w kraju nacjonalistów i dewotów”. Wytyczne szczegółowe: „Papież chłodno przyjęty”, „Papież zawstydza polski kler”, „Polski katolicyzm nie dorósł do Franciszka” etc.
Oczywiście, trudno mieć pretensje do Papieża o to, co mielą propagandowe młyny ringerów-springerów, ale przyznać trzeba – Franciszek swym upodobaniem do zdań obłych i wieloznacznie banalnych nie utrudnia im pracy. Przecież niby wiadomo, że „uchodźcy” to uchodźcy, a „imigranci” to imigranci, ale też nie może Franciszek nie wiedzieć, że język lewicowej propagandy ufundowany jest dziś właśnie na przesunięciu i pomieszaniu tych pojęć.
Ale jest też coś, co zupełnie nie pasuje do wariantu „Papież…”, hm, niezbyt mądry, powiem, „by w stare grzechy nie popaść”. Ten Papież jednak potrafi mówić rzeczy równie mądre i stanowcze jak jego poprzednicy. Tyle, że nie mówi ich wtedy, gdy zwraca się do tłumów i mediów. Mówi je na zamkniętych spotkaniach do biskupów. Proszę zapoznać się choćby z relacją abp Gądeckiego dla Radia Watykańskiego. Tam pojawił się inny Franciszek – nie w sensie sprzeczności, tylko szerokości horyzontów myślowych, retoryki, precyzji wskazania problemów – niż ten z krakowskich Błoni, sprowadzający katechezę o sakramencie małżeństwa do porad sercowych na poziomie kolorowych pism. I nie jest to jedyny przykład, że Franciszek nie jest wcale więźniem płytkiego, popkulturowego przekazu.
Jak to połączyć?
Jedyne logiczne wyjaśnienie: Papież, który przybył z innego kontynentu i zapewne ma dzięki temu większy dystans do naszych europejskich przyzwyczajeń – a jednym z nich jest odruchowe przyjmowanie, że stary kontynent to centrum cywilizacji – widzi po prostu, że Europa jest już dla białego człowieka stracona. Wystarczy porachować demografię, ocenić wolę przetrwania w starzejących się, dekadenckich społeczeństwach Zachodu, przyjrzeć się jego zepsuciu i porównać je z dziką witalnością i pewnością siebie wkraczających ze wszystkich kierunków muzułmanów. Zbyt długo pracowała Europa na swoją zagładę, zbyt daleko odeszła od chrześcijańskich korzeni, brnąc we wszelkiego rodzaju darwinizmy, marksizmy i relatywizmy, by można jej przywrócić dany kształt. Skąd zresztą europocentryczne przekonanie, że Bóg tego od nas oczekuje? A może Europa już spełniła swoje zadanie w jego planach, i musi upaść, tak jak musiała upaść i zostać eksterminowana Jerozolima (choć ówczesnym chrześcijanom, zanurzonym w tradycji Mojżesza, w głowach się to nie mieściło) i jak musiało upaść chrześcijańskie Imperium Rzymskie – choć po wszystkich kościołach modlono się gorliwie o wybawienie go od barbarzyńców?
Upadek Jerozolimy rozpędził chrześcijan i Prawdziwą Wiarę po całym Imperium. Upadek Imperium – po całym Zachodzie i Północy. Może aby ogarnęła ona także Wschód i Południe niezbędna jest kolejna historyczna katastrofa?
Wszystko się we mnie burzy i jeży, gdy Papież każe mi dostrzegać Chrystusa w ludziach podrzynających gardło staremu księdzu u ołtarza, dobrze ich przyjmować i okazywać miłość bliźniego. Ale, na rozum i Ewangelię biorąc, Jezus przyznałby Mu rację. Jeśli podbici mają podbić tych, którzy ich podbiją, to drogą do tego jest męczeństwo, a nie miecz. Z mojego punktu widzenia Papież nas w obliczu nadchodzącej bitwy rozbraja. Ale może robi to celowo, by w ten sposób uzbroić nas do innej bitwy, następnej – o tej wie już, że jest przegrana? Może spór z toczącym nas od wewnątrz barbarzyństwem wydaje mu się już w kontekście zdarzeń nieważny, przebrzmiały, bo rozwydrzonym zboczeńcom i piewcom politycznej poprawności będą podrzynać gardła tak samo, jak męczennikom za wiarę – a klucz do odrodzenia ducha pierwszych chrześcijan leży w ogóle gdzie indziej, niż w tym sporze?
Nie wiem. Słowa Franciszka rozczarowują mnie i irytują, zwykle prowokując raczej przekąs, niż zachwyt, ale przyznam, że fascynuje mnie jego milczenie. Szczególnie na Jasnej Górze, gdzie wpatrywał się w radosny, tańczący tłum pokolenia skazanego na straszną przyszłość wzrokiem – odniosłem wrażenie – jakby nieobecnym, smutnym. Jakby z odległości wielu lat. W ogóle nie pasował do tego radosnego miejsca i czasu.
Tak wysłuchiwać ryku głodnych ludów
A to jest inny głos niż ludzi głodnych płacz
Zniża się wieczór świata tego
Nozdrza wietrzą czerwony udój
Z potopu gorącego
Zapytamy się wzajem ktoś zacz
…
Mówić tym rozentuzjazmowanym, upojonym młodością ludziom o tym wszystkim? Czy pozwolić im się cieszyć?
Ale może Franciszek był po prostu zmęczony. Może po prostu nie dorasta intelektualnie do swoich wielkich poprzedników. Pojęcia nie mam.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.