W ubiegłym tygodniu prezydent Rosji ogłosił "częściową mobilizację" w związku z wojną w Ukrainie. Na front ma trafić w najbliższym czasie ok. 300 tys. rezerwistów z doświadczeniem wojskowym. Jednocześnie jak informują rosyjskie media niezależne, w dekrecie zawarto utajniony podpunkt, zakładający mobilizację nawet 1 mln osób.
Według "Daily Mail" po ogłoszeniu mobilizacji Władimir Putin tym opuścił Moskwę. Miał udać się do swojej rezydencji nad Jeziorem Wałdajskim, pomiędzy rosyjską stolicą a Sankt Petersburgiem. "Rezydencja szczyci się trzypiętrowym kompleksem uzdrowiskowym z, nazywanym <świątynią ascezy Putina>" – opisuje brytyjski dziennik.
Dziennikarka Farida Rustamowa podaje, że według jej źródeł prezydent Rosji jest w rezydencji od środy, a publikowane w tym dniu nagrania telewizyjne z jego udziałem zostały nagrane wcześniej. Władimir Putin ma w kompleksie pozostać do czwartku. Dzień później spodziewane jest jego przemówienie przed rosyjskimi parlamentarzystami ws. aneksji okupowanych terenów w Ukrainie po pseudoreferendach kolaborantów Kremla.
Ekspert: Mobilizacja w Rosji to klęska
Dariusz Materniak, doktor nauk o bezpieczeństwie, uważa, że mobilizacja w Rosji w tym momencie i w takim stylu świadczy o słabości tego państwa.
– Mobilizacja na tym etapie, już teraz, w momencie jej ogłoszenia, wobec reakcji społeczeństwa, jest klęską samą w sobie. "Z niewolnika nie ma pracownika", a tym bardziej nie będzie żołnierza. Innymi słowy: przeciętny Rosjanin nie wierzy, mimo wszystko, w przekaz propagandowy, a co najmniej nie ma ochoty ryzykować dla niego życia, nie identyfikuje się z obecną władzą i jej celami. A to już jest bardzo poważne zagrożenie dla długotrwałej stabilności, choć nie takie jak w innych krajach, bo woli buntu i zmiany oddolnej w Rosji nigdy nie było i nie ma jej dzisiaj – stwierdził Materniak.
Według eksperta nie tylko armia się skompromitowała, ale też społeczeństwo, które zaczęło się buntować przeciwko wojnie dopiero wtedy, kiedy zaczęto wysyłać cywilów na front. Protest zresztą, jak zaznaczył, jest i tak relatywnie niewielki.
Czytaj też:
Nowe sankcje UE na Rosję. Koniec konsultacji