• Maciej  SzymanowskiAutor:Maciej Szymanowski

Imigrancki klin

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
To „nowe Monachium” – jak twierdzą Czesi – czy „europejska solidarność” – jak mówią Niemcy? Dlaczego w sprawie imigrantów doszło do podziału między Austrią i Niemcami a Słowacją, Rumunią i Węgrami?

Mniej natomiast znany, choć szalenie istotny, pozostał jednak inny element węgierskiego podejścia do imigracyjnego problemu. To wielowiekowa tradycja walki ze światem islamu, której ślady są widoczne do dziś. Nie byłoby takich win jak czerwone Egri Bikavér czy Tokaj Aszú, gdyby nie bohaterska obrona twierdzy Eger, podczas której żołnierzom podawano „byczą krew” dla zwiększenia bojowego zapału, a opóźnione oblężeniem Turków zbiory spowodowały konieczność przygotowania wina nie z moszczu z winogron, ale ze ściętych już pierwszy rodzynek, co zaowocowało ciężkim i słodkim winem tokaj. Kiedy w południe odzywają się w Polsce dzwony, dzieje się tak na chwałę równie dramatycznej co odsiecz Wiednia Jana III Sobieskiego bitwy o Belgrad (1456), dla której uczczenia papież Kalikst III nakazał odtąd bić w południe w dzwony, jak świat chrześcijański długi i szeroki.

Islamscy imigranci ożywili pamięć historyczną nie tylko na Węgrzech, lecz także w wielu innych krajach. Serbia, która tak ostro zaprotestowała przeciwko zasiekom budowanym przez Węgrów, dzisiaj doskonale współpracuje z Budapesztem i sama w ekspresowym tempie wzmacnia ochronę własnych granic. Szczególnym przypadkiem jest oczywiście stanowisko Polski. Na zdrowy rozum powinno być ono bliższe Czechom i Węgrom, a nie Niemcom i Austrii. Jednak nie do końca. Rację mają ci, którzy twierdzą, że obcięcie unijnych funduszy strukturalnych „nieposłusznym” w sprawie imigrantów krajom nie jest takie proste, jak to sobie wyobrażają niemieccy (głównie) politycy.

n./z.: Węgry, które nie oglądając się na niemieckie decyzje, wzmacniają granice, mają wielowiekową tradycję walk ze światem islamu fot. REUTERS/FORUM

Cały artykuł dostępny jest w 42/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także